Перайсці да зместу

Маладая Беларусь (альманах)/1/Asieńnije listy

З пляцоўкі Вікікрыніцы
Сон на кургане Asieńnije listy
Апавяданьне
Аўтар: Цётка
1912 год
Lišniaja
Іншыя публікацыі гэтага твора: Асеньнія лісты.

Спампаваць тэкст у фармаце EPUB Спампаваць тэкст у фармаце RTF Спампаваць тэкст у фармаце PDF Прапануем да спампаваньня!




Asieńnije listy.


Siadzieli na pryźbie, kłanili k sabie hałowy, jak dźwie wysachšyje makaŭki pad silnym wietram, i wiali haraču hutarku.

Dziakuj, Symonka, dziakuj, što adwiedaŭ ty mianie chacia pierad śmierciaj. Rad, wielmi rad, skrypieŭ suchim hołasam Ściepan. Hladżu na ciebie i nia wieru swaim wačam, ci heta ty, ci nia ty?.

— Mo’ i nie ja, — śmiejausia Symon: pastukaj! tolki pawoli, bo ja ciapier šklanny — hy-hy!

— Śmiech śmiecham, a kusok času. Toż my s taboj i nie bačylisia s tajé parý, jak ja kupiŭ u Mejera rabuju karowu i jak prytrapiłasia, pomniš? toje…

— Jak nia pomnić! — pomniu.

— A znaješ, udała była żywina, słowam nie skazać — i ujeżna, i da zimy uładna, i na cielata — prosta had nie karowa!

— I — i — i! pawysachli rečki, pawysachli, spoźniena twaja jewanella pa rabojcy».

Pykaŭ Symon lulku, napichajučy tutun i padryhiwaŭ wyblekawanymi wačyma.

Da taho času, waša, kamień pakaci — to pakryšycca. A što kazać pra skacinu! Janoż nie żenatyje byli tady?

— Hawary macniej, nia čuju! Natstawiŭ wucha Ściepan.

— Nieženatyje byli!!! Dzieciuki, jak duby, až narod ahledaŭsia. A ciapier što? truchlo! Wun unuku majmu treciamu hety hod na losy.

— Ciż heta tak daŭno? Padniaŭ z zadziwu Ściepan nawisšyje browy.

— A ja dumaŭ hadoù piatnaccać!

— Pawysachli rečki, — cho!-cho! kiepkuje biazzubym rotam Symon, — piat-nac-cać, dreńnie, dreńnie waša ličyš! bje pa plačý staroha. A jak miarkuješ pa nas, budzie ŭżo pa trynaccać? Bo ja dumaju, što nie! Hladzi — tolki, tolki zuby wyrezywajucca. Pakazywaje biazzuby rot.

Uskałychnuŭsia wiecier na suchich halinach, bytcam śmierć smihanuła lohkim cieniem pa licach starcoŭ.

— Ej Sciepanie, Sciepanie, staryje my ŭżo pni! adnoju paławinaj na hetym baku, druhoju na tom. Fiu! żyćcio, jak taja mucha bzzz! i pralacieła… pstrykaje palcami Symon u pawietry.

— Šek tak, jano to, tak, pralacieła, — hodzicca Ściepan, ale jak ahlaniešsia nazad, jak padumaješ, dy prypomniš tyje mahiły, nasypany swaimi rukami, na ślozy wylit… kachu — kachu! papiarchuŭšysia horkim słowam, kašlaje. Oś spytaj susieda i świedku ab projdzienaj darozie. Pakazywaje skurčenym palcam na kryż pry warociach. Usich maleńkich pachawaŭ, usich apłakaŭ. Nie paškadawali, rodnieńkije, mianie… staroha, nie paškadawali! — adno za adnym, adno za adnym, jak pacierački pakacilisia! Zharnuŭsia ŭ kručok i kidaŭ żałosnuju skargu u wočy raspiaćcia. Nu, zakiwaŭ haławoju: Jaho świataja wola! wiečna adpačywańnie…

A kryż-starawina zamšałym licom hladzieŭ na abodwych i dumaŭ swaju dumu… Razam peŭnie s Ściepanam swoj wiek skaratali, razam stareli i horbilisia. Mo’ nie adna bura nad ich haławami šumieła, nie adzin hrom u ich serca mieryŭ, a jany cicha smutak sabie pawierali. Na’t i pachódzili adzin na adnaho: abadwa šeryje, suchije, zamknutyje ŭ sabie, panura hladzieli ŭ ziamlú.

— Praz kryż twoj i muki — wybač im, Panie! — končyŭ swaju malitwu Ściepan, i ŭžo krychu spakajniejšym hołasam wioŭ dalej hutarku.

Żywiem ciapier tolki i dwoch. Woś siadżu časam na pryźbie i dumaju: a nu! chto kaho pierastaić? Chacieŭ, było, patpierci, ale jak użo na toje pašło — pahladzimo, chto kaho: ci ja jaho, ci jon mianie? Rawieśniki-ż, bačyš, Symonie, i my z im. Šče baćka moj niaboščyk pastawiŭ, jak raz u toj hod, jak ja mieŭ radzicca. I tut Ściepan papraŭlajecca, siedaje dobra, biare Symona za ruki, jak jon prywyk rabić z kożnym świeżym čeławiekam, i pačynaje swoj skaz, mo’ tysiaču raz użo piereskazany im u żyćciu.

Baćkiè maje byli bahatyje haspadarè, ale dzieci u ich nie hadawalisia. Narodzicca chudoje, zialonaje, hadoŭ dwa, try pakawenčycca dy pamre. Piereprabawali ŭsiaho čysta. Chto čaho nie paradziŭ: leki, znachary, šaptuchi, a skutku ni na šeleh. Znaku — ni twoj Boże! Chodzić heta maja matka sa mnoju wośmym, ci dziewiatym, a pošeść znakam tym chalera kosić narod, što ni radački. Chmaraj idzie pa ŭsiej staranie. Ludzi nie zhadajuć, što i rabić: abhorywajuć wioski, molacca, na achwiary dajuć, kryży stawiać. A matka heta maja i ka’ da baćki. Čelawiečku, pastaŭmo i my kryż, żywučy na adnasielli. Mo i nas Boh ukryje ad zarazy, a mo’ i dzietki stanuć hadawacca! Pośle jana to spaminała, što byccam kryż ahnisty milhanuŭ joj piered wačyma. Paradzilisia, pahawaryli, dy pastawili źle waroć. Praz kolki tydniaŭ ja i naradziŭsia chłopiec nia chłopiec, a ćwik! tak taki dzicia kaŭbuk. Babka stała kupać, zirk i ruki adnialisia… Na prawaj łapatcy u dziciaci, znakam tym u mianie, čyrwony kryżyk, tak taki kryżyk — radzimy znak. Susiedzi na zdziŭ dziwilisia: adné warażyli ščaście dziciaci, druhije naadwarot…

Che-che-che! značyć pryšoŭ na świet Boży ŭżo z kryžam. A pośle kali pasypalisia — tak tolki kryży, kryży pa ŭsioj skury… A duša ščymam ščymić. Baćkié s pažaru nia wyšli, nieščaście z żonkaj, astroh, kalectwa, a pośle — jak pacierački — da apošniaho…

Ścisnuŭ haławu kaścistymi rukami i horka płakaŭ. Siwa wałossia siratliwa kasmykami raznosiŭ wiecier. Dzierewianny kuli pry nahach miortwa kačalisia ad sudarażnaho płaču.

Ściepanie! krepka nadumaŭšysia, azwaŭsia Symon: Čuŭ, šmat čuŭ ad ludziej pra twajo adzinoctwa, ale što zrobiš, żyćcio trasie čeławiekam… oj rečki pawysachli, tak trasie, tak trasie, jak wiecier liściem na dzierawi! A my s taboju, Ściepanie, praŭdu skazać, asieńnije listy, patrasie jšče krychu nami, patrasie i apadziem! O, jo-joj! rečki pawysachli… bzzz i pralacieła… A waźmi chacia mianie: i żonka żywie, i dziaciej maju i nie kaleka. A dabra, što plunuć. Piałun kipić u hrudzi, harkacienie cieraz bierahi… pakazywaje na serce. Wyhnali baćku na staraść i żabruje. Och rečki pawysachli. A što zrobiš? — Musić tam było tak napisana… Hladzić, jak husak, adnym wokam u nieba.

.   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .

Asieńniaje nieba chmarna i zimna… nie adkaże wam, pażoŭkšyje listočki. Wiecier tolki zakałyše i zniknie. Adzin zwon mo’ pa was zapłače ščyra, a ziemla maci prytulić spracawany kości. Jełka, abo biaroza puścić kareńnia u wašy zbaleły sercy, wyciahnie z ich usiu horyč i wyniasie ŭ wiasiołaj zieleni surowamu świetu… kaniec múki.

Ciotka.