Rodnyje zierniaty (1916)/III/Razbojnik
← Dźwina | Razbojnik Апавяданьне Аўтар: Вацлаў Ластоўскі 1916 год |
Aziory → |
Іншыя публікацыі гэтага твора: Разбойнік (Ластоўскі). |
„Razbojnik“.
I.
Burlić wada, razbiwajučysia ab ćwiordyje hranitnyje hrudzi kamienia-razbojnika. A jon stanuŭ wodal bierahu, pachinuŭsia suproć wady j bytcym prysłuchajecca, zataiŭšy duch… I tak jon tut siarod žoŭta-zielenawatych wod Dźwiny staić daŭnym-daŭno. Wiasnoj pakrywajuć jaho wody, i tady jon niebaspiečen dla hankoŭ, struhoŭ i łajb, hruženych zbožžam i lonam, katoryje časta, natrapiŭšy na jaho razbiwajucca. Na Siomuchu zazwyčaj pa-nad wadoj widać tolki jaho łysuju haławu, a ŭ Piatroŭku jon pa pojas staić u wadzie, pachiniony napierad, i moŭčki ŭzirajecca ŭ niamuju, šeruju dal i moŭčki čahoś čekaje…
Mabyć, stajaŭ jon takže i ŭziraŭsia, kali siudoj waražski rod na malawanych ładjach» pad kamandaj Połtesa, wakinha-kniazia, išoŭ u sutoki Połoty z Dźwinoj, kab zasnawaci tam tyn i zrubaci horad. Pamiataje jon, mabyć, staroha Rohwałoda i krasuniu Rohniedu z wolnych dzion. Nie raz, mabyć, usłuchajučysia, ławiu jon i hučnyje zyki połackaho wiečawoha zwonu ad św. Sofii i hordy homan wolnaho krywičanskaho wieča. Nie raz ab jaho aciralisia ładji kupieckaho adwažnaho ludu, što išli nahruženyje woskam, miodam dy nieščyślonymi «sarokami» kuničymi i babrowymi ŭ Ryhu i na khocki bierah i к chamawamu plemiu s pakłonam ad Krywičanskaje ziamli i połackaho wolnaho wieča i ad załatoha kniažackaho pasadu i jaho wiernaj družyny — rusi, prosiučy na zamienu hartoŭnych miečoŭ, kawanaho srebra, witoha zołata i samaćwietoŭ.
To byli časy, kali niemcu, ŭ Rusi, a Rusiču na khockim bierazi była adna praŭda».
Dno Dźwiny zołatam ciakło, a bierahi sierabrom byli moščeny. A rubiažy atkryty i pamiž kniazioŭ nie było praŭdy. I čužackije ruki wyciahalisia pa zołata i pa wolu krywičanskuju. Nie raz Dźwina mutna ciekła, uskałamučenaja kapytami litoŭskich koniej. Prychodzili jany ŭ bahatuju staronku, jak miadźwiedź da borci, i dzierli skryli załacistaho miodu i dušyli pčoł. Nie raz pracawityje pčołki nanowa wyciahali wuzu i naliwali soty, ale bywało, što ŭpadaŭ i hnilec u borć… Tady razletalisia pčołki.
I nie było rusiču praŭdy na khockim bierazi…
Na hrudziach u «razbojnika» ščerby i rawočki, kruham raskinutyje, a pasiarod — schimnicki kryž. Heta pa śmierci Barysa, Hinwiławaho syna, na spamin pa dušy jaho, z blizkaj barowaj pustelni, što była na piasčystym uzhorku pa toj bok Dzisienki, siwy mnich, prywioŭšy kamienaklowa, zahadaŭ wysieč, kab kožny, chto pajedzie mima Dźwinoj, uzdychnuŭ da Boha, kažučy: «pomozi, Bože, rabu twojemu, kniaziu Borysu…» Ciapier hetyje piśmiony zmyty razjarenaj Dźwinoj i tolki nikły śled dwoch-troch liter widnieje…
Płyła bahatyrskaja pieśnia i kroŭ i ślozy z mutnaj wadoj Dźwiny, a dola naša spała. Kaliž jana prabudzicca?
Daŭno staić niepadalok ad bierahu hranitny kamień, i wada burlić kala jaho, bytcym žalučysia čužaku, zaniesienamu z dalokaj poŭnačy na kryzie lodu, i daŭno uporny čužak pachiniony ŭsłuchajecca ŭ šepty staronki. Ale narodny skaz nia wiedaje ab ledawym peryodzie i inšuju apowieść pieredaje dzied unuku ab razbojniku».
II.
— Kaliś-to, daŭnym-daŭno, suproć taho miejsca, dzie ŭpadaje Dzisienka ŭ Dźwinu, na wostrawi pasialiŭsia asiłak.
Byŭ heta muž u sažeń rostu, — nialudzki, dziki i prahawity. Niepraŭdaj i razbojem žyŭ. S kožnaho sudna, što jšło Dźwinoj, braŭ jon wykup. A chto nie zachoče dać wykupu, tamu razbojnik zastupaŭ darohu i, schapiŭšy krepkaj rukoj za kraj sudna, wywaračywaŭ i tawar i ludziej u wadu. Nikomu nie dawaŭ spusku.
Ranym-rana zazwanili u światoj Sofii — u arlinym hniazdzie na połackim zamku. Atkliknulisia im zwany u Spasa is kniažaj Sieleckaj sialiby. Pawaliŭ narod na zamak da światoj Sofii — sumny, niewiasioły.
Čahož zažurylisia pałačanie? Ci worah niepaščadny s ciomnych pušč litoŭskich chłynuŭ, ci słabody smalenskije ŭzbuntawalisia, ci Olhowičy na Rohwałožych unukoŭ padniali mieč? Nia worah nachłynuŭ, dyj słabody smalenskije pad łaskawym i nabožnym kniaziam u posłuchu, i Olhawy ŭnuki nie padniali mieča na Rohwałodawičoŭ, a dačka kniaziewa Predsława s siastroj i bratam wyježdžajuć u dalokuju staronku na pakłon da hrobu Chrystowaho.
Užo ładji wyrezanyje, pazłačanyje stajać pry bierazi, i trydcać małajcoŭ-hrabcoŭ sidziać pry jasianiowych taconych wiosłach, i biełyje parusy, jak lebiedzi, wyhnuli hrudzi.
Pasypali pałačanie darohu kniažnie Predsławie i siastre jaje i bratu Dawidu čarnobylam-ziellam, bahatkami pušnymi i šmatfarbnymi kwołymi kraskami ad św. Sofii da kawanaho mostu i ad mostu da bierahu. Błahasławiŭ ŭładyka i baćka-kniaź s kniahiniaju sieści ŭ ładju, jechać u daloku darohu.
Bryznuli wiosły siarebranymi pacierkami ŭ horu, i papłyła kniažna ŭ niz Dźwiny u światuju ziamlu na malitwu-pakłon ad połackaje ziamli, ad krywičanskaho narodu.
Dziŭny ty, skazie narodny, wolny ty ptachu! Ty ŭ mih praletaješ ad sučasnaści da minułych wiakoŭ… Ty miortwyje kamieni ažyŭlaješ i kładzieš im u wusny dumy swaje, pawieraješ im skrytyje nadziei i žadańnia…
Nie dla ciabie, skazie narodny, toreny šlachi, dzieleny miežy! Nie znaješ ty wostraho zubu usiopažyrajučaho času, ani zhładžywajučaho całunku śmierci. Ty miortwaje ažyŭlaješ, zabytaje ŭwaskresaješ i wolen twaryci dziwy. A kali dzie śmierciu ŭśnie duch narodny, tam ty kamieni ažyŭlaješ i adaraješ ich praročym hołasam, i kažeš im iści budzić pabitych na duchu, mierćwiakoŭ chadziačych…
Zahadzia (dačuŭsia razbojnik ab tym, što jedzie kniažna ŭ daloku staronku, i spadziewaŭsia ŭziać z jaje bahaty wykup.
Ranym rana ŭstaŭ taho dnia razbojnik i, ŭbryŭšy pa hrudzi ŭ wadu, pachinuŭšysia napierad, hladzieŭ i ŭsłuchaŭsia ŭ wierch Dźwiny, wartawaŭ prychodu kniažeckaje ladji.
Adwiačorkam, kali kłałasia doŭhaja ciomnaja zasień na wadu ad krepkich duboŭ, što družnaj hramadaj abstupili prytki bierah Dźwiny, pačuŭ jon huł dalokaje družnaje pieśni hrabcoŭ. A pahadzia pieśniu čuwać było bližej i bližej, i ŭsio jana rasła i nabližalasia, a ŭ kancy na pawaroci reki, panad ciomna-zialonym krušynnikam i wierbałozam pakazalisia biełyje hrudzi parusoŭ, a za imi i załočenaja, wyrezanaja kštałtam źmiai, haława ładji.
Razbojnik nižej pachinuŭsia da wady, zataiŭ duch i čekaŭ. A kali ŭžo saŭsim blizka była ładja, jon, jak dziki ryś, skočyŭ da jaje i krepkaj karenastaj rukoj spyniŭ jaje chod.
Zamoŭkła pieśnia. Hrabcy wypuścili z ruk wiosły, i wočy ŭsich zwiarnulisia na kniažnu, katoraja ŭ toj čas maliłasia.
Kniažna zharnuła malitwienuju knižycu i, pałažyŭšy jaje, ŭstała. Padyjšoŭšy da razbojnika, azwałasia łahodnym hołasam:
— Chočeš odkupu? Pačekaj, čeławieče, dam tabie odkup… Razbojnik pryniaŭ z ładji ruki.
— …dam tabie odkup bahaty, — kazała dalej świataja kniažna, jak budu siudoj waročacca nazad…
Ładja papłyła z wadoj mima wostrawa, a razbojnik usio stajaŭ, pachiniony napierad, bytcym usłuchajučysia i uhledajučysia ŭ dal, i tak staić jon pa siahońniašni dzień suproć taho miejsca, dzie Dzisienka złučajecca z Dźwinoj, podal ad bierahu wostrawa, katory paźniej prazwali «Papoŭskim» zatoje, što bahaćcie i ziamlu taho razbojnika wołaść addała papu da cerkwi Ŭwaskrasieńnia, što była pa toj bok Dzisienki na piaskoch.