Pabiehaŭšy pa bierezi ješče kolki času, Hryška pajšoŭ šukać Bazyla. Uhłybiŭšysia u swaje dumki, Bazyl ničoha nie zamiečaŭ i siadzieŭ usio na tym-že dubowym kareni, dzie siadzieŭ i raniej. Zwiesiŭšy nohi nad wadoju, paziraŭ jon ŭniz, jak ciok Nioman. Tut było hłyboka, i wada mieła ciomny koler ad hetaj hłybiny. Ab čym že dumaŭ chłopčyk? Widać, niešta wažnaje i surjoznaje, bo huby jaho byli ščylna samknuty, a wočy pazirali kudyś to u hłyb. Schawaŭšysia za kust, Hryška moŭčki pahladaŭ za swaim siabram. I biez usiakaj złoj myśli raptam wylacieŭ z za kusta i huknuŭ na ŭsiu moc:
— H-a-a!
Zniačeŭku Bazyl tak pierepałochaŭsia, što uwieś zadryžaŭ i padskočyŭ. Spužaŭšysia, jon nia moh užo utrymacca i ssunuŭsia ŭniz. Na moment, začapiŭšysia łapciem za dubowy koreń, pawis haławoju nad hładdziu wady, a potym huknuŭ i… prapaŭ z wačej. Nioman zlohka zdryhanuŭsia, wada razstupiłasia i dała nieščasnamu chłopčyku miesto u mokrych i chałodnych swaich niedroch dy kolki kruhoŭ pabiehło pa wadzie wa ŭsie baki. Razy dwa ci try pakazałasia jaho haława; ruka niezhrabna i sutaržna lawiła wozduch, zrabiŭšy niewialički paŭkruh, i, zachłynowywajučysia, prapaŭ na zusim…
Hryška nia wiedaŭ, što tak može končycca jaho durasć, i jon padniaŭ praraźliwy kryk i lament.
— Bože-ž moj! utapi i-iŭsia! Hwałt, ludzi, ratujcie!
Druhije pastuški zbiehlisia na hety kryk i pryłučyli swoj lament.
Rybak dabieh pieršy. Skinuŭšy adziežu, adwažna rynuŭsia jon u wadu.
Zbiehlisia ludzi.
Załamaušy ruki, maci, razrywajučym dušu kry-