CMOK.
Biełaruskaja lehienda.
Duža i duža daŭno heta było; moža sto, moža dwasta, a moža i boli hadoŭ.
Žyŭ u wioscy Strelby adzin staryk; chto jon, atkul — nichto nia wiedaŭ; zwali jaho Siomkam. Skolki hadoŭ mieŭ Siomka, jon i sam nia moh uspomnić, bo ŭžo duža, duža stary byŭ.
Pryjšoŭ sakawik, stali mužyki dałotami prabiwać i swierdłami prakručywać dziry u biarozach dy u klonach, ustaŭlali u dziry łatački i pa ich puskali sok u žbany, harški i poŭnymi sudziami prynasili damoŭ, balšyje kubły naliwali jaho. Chto skolki chacieŭ, — pili praz post i ješče astawałosia na wiasnu i leta.
Duža mnoha ad hetaho dreŭ prapadało marna. Biaroza na pahlad — cacka, a ŭ siarodku adna parachnia. Škada stała Siomcy drewaŭ i kaže jon mužykam: «Woś nalijcie bočku soku dy pamacniej zabijcie dno i nia rušcie jaje praz ceły hod».
Mužyki pasłuchali Siomku, bo ŭžo duža šanawali jaho.
Prajšoŭ hod, Siomka i kaže: «Nu ciapier biarycie bočku s sokam i kacicie padalej na paparnaje pole i jak možna bolš zbiarycie malcoŭ, nichaj kožny majeć u rukach jakuju niebudź uručynu; kali bočku razabjecie, adtul papaŭzuć roznyje hady i wužaki; hladzicie, bijcie ŭsich, kab niwodnaja nie ŭciek-