— Ty prawasłaŭny?
— Nie, unijat, tutejšy…
Tak i skanaŭ, šepčučy: «nie, nie!..»
A kali pačali dziciatka kwoleńkaje — unučku Teafilku bić, Chweliś nie strywaŭ: padpisaŭ dušu swaju i ŭnučynu na wieru čužuju… Staroje było ŭ jaho serce — dziedawo. Jak list dryžeŭ, kala noh u maskala walaŭsia, pryšwy botaŭ jamu caławaŭ, pakul padpisaŭsia…
S tej pary što-hod pierad Wialikadniom iduć Bohu kajacca za zdradu. Dzied takuju darohu znaje, dzie nia tolki žandara, ale i čeławieka žywoha nie sustrenieš…
Skraj lesu Chweliś spyniŭsia, z nahi na nahu pierestupaje, wusny ŭ jaho dryžać: pierad im pole śnieham pakrytaje, roŭnaje, biazludnaje, dalokaje. Pola hetaho jon nie znaje. Chat niekolki pawinna stajać tut pad lesam.
— Nia toje pole… prašeptaŭ sam da siabie ŭ trywozi.
Pasiarod abšaru šuhawieja rwie sypkije hrudki śniehu, to ich raznosić, to wieje, jak zbožža, to ceły prahon pola ciahnie za saboju, jak abrusa, to jaho daloka daloka lejkaju ŭ horu padkinie, to, bytcym kłuby dymu, s kanca ŭ kaniec kłubicca.
— Zabłudziŭsia ja, stary dureń, oj! — kaže cicha, na patylicu spichajučy šapku.
— Za hetym śledam chadziem, dziedku…
— Za śledam.
Probujuć iznoŭ i topčucca pa kaleni ŭ śniahu. A śnieh na poli lažyć hłyboka-hłyboka, wiecier luty, bura idzie. Ssochšyje letašnije bylinki dzie-nie-dzie pa-nad śnieham tyrčać, chistajučysia ŭ wichry i žałasna, bytcym nad hetaju dziaŭčynkaju, hałosiučy…
Zledzianieŭšy jałowiec ažno bliščyć, šypšynnyje kalučki čeplajucca za spadničonku, jak litaściwyje ruki, što chacieli-by strymać.
Abutak aboim čysta razmok, nohi pramierźli, duch zajmaje…
— Iš ty, unučka, jak nas hety wiecier, maskoŭski słuha, ad našaho Boha adhaniaje! — miemle skrepšym jazykom stary.
Raptam niešta azwałosia i kipić hłucha za imi; to siwier wyciaŭ u les. I zakałychaŭsia les, zastahnaŭ. Ciapier šuhawieja dźmie ná ich, skumaty razwiewaje, ŭ wočy žmieniami śniehu, jak taŭčonaje škło wojstrymi, kidaje. Što-momant, jak žywy asiłak, biaremia śniehu z miejsca na miejsco pierakinie, ździraje jaho da hołaj ziamli i niasie wysoka pa-nad lesam.
Kamień tam byŭ wialiki na poli; da jaho dawałaklisia, sieli spačyć…
Razam zapanawała ciemra: to nočka pryjšła, noč ciomnaja. Šuhawieja ŭ joj kipić doŭha, doŭha… Časam raptoŭna prycichnie, i tady z wyšyni niabiesnaje spływaje na pustyniu bieły, zimny, nikły pieraświet miesiaca. Ledzianyje pramieni jaho aświečajuć dźwie prytulenyje k sabie, astyhšyje, śnieham pryparušenyje hałowy,