nia wielmi choraša žyłosia, ale Mienšamu Bratu wypała samaja horšaja dola. Prysudziła jana jamu samy horšy kutok, kinuła siarod mchoŭ i bałot. Kiepska žyłosia Mienšamu Bratu. Płakaŭ jon, i nichto nie bačyŭ jaho śloz, ci nie chacieŭ bačyć. Spiewaŭ jon i pieśni, doŭhije, nudnyje pieśni, pieśni niadoli. Hawaryŭ i kazki, i tolki ŭ kazkach jon bačyŭ siabie ščaśliwym. Jaho ślozy kápali razam z rasoj na ziamlu. Hreło sonce, i ślozy, zmiešanyje z božaj rasoj, padyjmalisia k niebu i adtul kidalisia nazad na ziamlu čystymi kapielkami. I tak jany wiečna kružacca z ziamli na nieba, z nieba na ziamlu. I nikoli nie wysychali wočy Mienšaho Brata. Toŭsty wysoki les adzin tolki słuchaŭ jaho pieśni i sam pamahaŭ jamu śpiewać swaim doŭhim šumam. Wychodziŭ Mienšy Brat u wiečer na dwor, braŭ swaju dudku, sadziŭsia na pryzbi swajej chaty i hraŭ. Miesiačyk kaciŭsia pa niebi, płyli biełyje chmarki. Božyje zorki, jak saromliwyje dzieŭčatki, pazirali na ziamlu praz biełyje, tonkije chmarki i słuchali Mienšaho Brata, jak ihraŭ jon na dudcy. I cicha było na sercy, jak cicha była sama nočka. I dumki, jak tyje chmarki, lohka radzilisia ŭ sercy i płyli jany Boh znaje kudy, daloka-daloka, ŭmirali cicha-cicha, jak pawoli rastawali i biełyje chmarki ŭ niebi. Tolki puhač i sawa złym krykam swaim budzili ad ščaśliwych dumak Mienšaho Brata. Jon pračychaŭsia, jak ad snu, i dumki druhije, dumki niadoli, jak nažom, kałoli jamu ŭ serce.
Ni dumak, ni piesień jaho nichto nie znaŭ i nia čuŭ, ci nie chacieŭ znać i čuć. Jaho žalba prapadała, jak prapadaŭ tuman z uschodam sonca, što wisieŭ nad bałotam. Razbiraŭ jaho adzin tolki les, i lesu atkrywaŭ Mienšy Brat swaje dumki, bo ludzi śmiejalisia z jaho słoŭ i piesień. A z lesam žyłosia walniej: les nie dawiŭ jaho, nie hnaŭ, jak hnali i dawili jaho ludzi. I Mienšy Brat zrabiŭsia cichi, spakojny, aściarožny i nikomu nie adkrywaŭ swajej