nie bałamucić dubowych synkoŭ. Što kazaŭ žołud, nia wiedaju. Bolej śmieły wiecier hawaryŭ hramcej, i woś što jon šeptaŭ raz žołudu.
Durny ty. Ja pražyŭ na świeci bolej wiakoŭ, jak listoŭ na hetym dubie, i kažu tabie: raz u ciabie jość siła, ty zaŭsiody znojdzieš sposab žyć na świeci i ty prabješ sabie darohu: što žywoje, žywym i astaniecca.
A stary dub tym časam hawaryŭ tak:
— Synok! patrywaj ješče troški, padraści, ŭzdužaj. O! ty ješče nia wiedaješ, jak ciažka žyć na świeci. Pasłuchaj mianie staroha. — Wiedama backa: škada jamu syna.
— Nie puskaje baćka, — cichieńka šeptaŭ žołud na namowu wietru.
I treba-ž było, kab hetu hutarku pračuła świńnia! Raz, užo zusim pad wosień, žołud ubačyŭ, jak pad dub, rochkajučy, truškom padbiehła łapawuchaja asoba. Uhladzieŭšysia dobra, žołud abamleŭ: na ziamli ležało šmat takich-že, jak i jon, žaludoŭ, i świńnia chrumstała ich biez usiakaj žałaści. Na tojež jana i świńnia, daruj, Bože, hrech! Z wialikaho strachu biedny žołud zadryžaŭ, wyłuzaŭsia z misački i upaŭ na ziamlu u dwoch krokach ad świńni! Ale upaŭ jon jakraz u tuju jaminu, što wyryła świńnia swaim ŭłasnym doŭhim łyčom.
I woś što wyjšło: świńnia zachacieła pajeści žałudy i pamahła wyraści adnamu žołudu, wyryŭšy jamu paścielku. Žołud na druhi hod praros i staŭ dubkom, a świńniu ludzi zakałoli, i jana stała miasam.
Ŭziracca — pryhladacca.
Jak raście drewo.
Ot žołud. Ješče prošłaj wosieni jon skinuŭsia z duba, i ja padniaŭ jaho. Jaki jo hładki i bliskučy! Zwierchu u jaho ćwiordaja ćmienaja šałupina.