pažoŭknie i pačarnieje. Časam, jak u poli s końmi načuješ, piajučy „wosień“ dzieŭčat pačuješ, i, skazać praŭdu, dyk, moj ty bracie, ad henaj pieśni za serce chwacie, bo jaje taja praciažnaja nota, choć ślozy honić, słuchać achwota: jana nia to žałosna, nia to pieraliŭna, niejak na sercy robicca lohka i niejak dziŭna. Bo u tej nocie, jakby, zdajecca, to čeławiek płače, to rad, śmiajecca, — wiasny škaduje, maładych letak, zimy baicca, ot staraści hetak.
A jak pačnie z drewa list asypacca, — ptuški u wyraj pačnuć zbiracca: žoraŭ i busieł, pihaŭka j pliska… A kali husi dy latuć nizka, tady, — haworuć staryje ludzi, — što ŭžo skora zima ŭ nas budzie…
U wosień. Smutny ty, wobraz rodnaj krainy, hetaj paroj: |
Prykazki. Bahaty ci budziem, a hałodny nia budziem. Chitra, mudra i z niewialikim koštam. Chto pytaje, toj nia błudzić. Hawaryŭ-by katok, dy jazyk karatok. Kali wiadziecca, to i na tresku pradziecca.