I mahutnymi ŭzmachami šyrokich krylloŭ aroł pyšna padniaŭsia da nieba i schawaŭsia ŭ abłokach.
— Lebiedź, lebiedź! Raskažy, što dziejecca na ziamli, zaśpiewaj mnie pieśniu!
— Nie, — atkazaŭ lebiedź, ja nie raskažu, što robicca na ziamli. Ja pławaju zaŭsiody pa wadzie, — čystaj, prachałodliwaj wadzie, miž zialonym čarotam. Kali wada zrobic ca rožawataja ranicaj, doświtkam, ja hołasna kryču doświtku: witaj! Ja nie zaśpiewaju tabie pieśni, ja zaśpiewaju pieśniu, kali ŭmirać budu. — I lebiedź papłyŭ pa pawietry, bliskajučy biełymi kryllami.
— Wierabiejki, wierabiejki! Siadźcie na akonce, raskažycie, što robicca na ziamli! Zaśpiewajcie piesieńku!
— Čylik, čylik! Nam niekali! Nam ješče treba padziubać zierniatak, jakije młynar zniačeŭku rassypaŭ…
Ale raptam pyrchnuła šeraja ptaška, pakruciłasia pierad aknom i sieła na žaleznuju kratu.
— Witaj, saławiejka! Dziakuju tabie, miłaja aptašačka, što nawiedała mianie. Raskažy, što robicca na ziamli, zaśpiewaj mnie piesieńku.
— Ja raskažu tabie, što robicca na ziamli, ja zaśpiewaju tabie piesieńku.
I paliŭsia hetki śpieŭ, što biedny niawolnik zapłakaŭ z radaści, zwaliŭsia na sałomu i ŭsio płakaŭ i ŭsio słuchaŭ.
„Učora ranicaj, doświtkam, — piejaŭ saławiejka, — było hetak świeža i prachałodliwa! Ja prylacieŭ da twajho domiku, sieŭ na zialony laščynawy kust pierad rasčynienym akoncam i piejaŭ, i piejaŭ. U kałyscy spaŭ twoj maleńki; jon rasplusnuŭ swaje wialikije, świetłyje wočki i pytaŭsia: „Dzie tata? Dzie tata?“ i słuchaŭ maje pieśni… Twaje rodnyje płačuć, spaminajučy ab tabie. Jany ciabie lubiać, wielmi lubiać, wielmi chočuć ciabie pabačyć. Nie raspačaj!