Čaho-ž jamu, biednamu, tam nie stawało?
Ci chto jady ptušcy žaleŭ?
O, nie: jadu mieŭ jon, a tolki prastoru,
A tolki jon woli nia mieŭ!..
|}
Pieśnia sałaŭja.
U ciesnaj, krepkaj turmie wialikaho horadu siadzieŭ čeławiek. Złyje ludzi zakawali jaho ŭ łancuhi i kinuli ŭ turmu. U turmie było mokra i ściudziona. Zamiesta paścieli ŭ jaho była mokraja sałoma, Jamu prynasili tolki chleb i wadu. Jon siadzieŭ tam mnoha let, bledny, chwory, markotny. Sonce redka świaciło ŭ jaho wuzieńkaje wakonce świežaje pawietre nie dachodziło ŭ turmu. Sumna dumaŭ jon ab swaich miłych rodnych, ab maleńkich dzietkach swaich i dumaŭ, što može daŭno ŭžo ŭsie zabylisia jaho, ličučy pamioršym. Što tam robicca na ziamli i u baćkaŭščynie?
Jon padyjšoŭ da akna. Byŭ dziŭny letni wiečer. Sonce zachodziło za les, aświečajučy čyrwaniawym świetam jaho wiarchoŭki; ludzi išli i jechali pa wulicach. Turma była wysoka, i ludzi zdawalisia ŭ nizie maleńkimi. Jon zakryčeŭ im, ale nichto nie pačuŭ jaho. U sinim niebi lotali ptuški. Pierad aknom cicha pralacieŭ aroł.
— Aroł, aroł! zakryčeŭ jamu paniawolenyj. — Siadź u mianie na akoncy, raskažy, što robicca na ziamli, zaśpiewaj mnie pieśniu.
— Nie, — atkazaŭ aroł, akno twajo wielmi małoje: mnie niet dzie sieści. Ja nie raskažu tabie što robicca na ziamli, bo redka spuskajusia na ziamlu. Ja wiju hniazdo swajo na najwyšejšych skałach i starych duboch, dalej ad błahich ludziej, kab jany nie razryli majho hniezda. Ja nie zaśpiewaju tabie pieśni, bo nikoli nie piaju na ziamli. Ja padnimajusia wysoka, wysoka, i maje pieśni čuje tolki wiečnaje sonce.