śmiešku ludzi, tuju miadźwiedžuju škołu, nazywali, akademijej.
Kurtataja lisica. Papałasia lisica ŭ pastku, adarwała sabie chwost i ŭciekła. I stała jana prydumywać, jakby jej, swoj styd prykryć. Sklikała jana druhich lisic i pačała uhawarywać ich, kab paatsiekali sabie chwasty. „Chwost, — każe jana, — pustaja wydumka, tolki daremna lišni ciahar za saboj wałočyš.“ Adna lisica i kaže: — „E, nie kazała-b ty tak, kab sama nie była kurtataja.“
Lisica i rak.
Pabačyła lisica raka. Stała pryhladacca, jak jon pamaleńkú paůzie, a paśla dawaj śmiejacca z jaho.
— „Nu, dyj praworen že ty, nima što kazać! Praŭdziwy rak-niebarak. A skažy mnie, rače, ci to praŭda, što ty siem let pa wadu chadziŭ dyj tuju na parozie raźliŭ?“
— „Može kali praůda była, — kaže rak, — a ciapier brachnioj stała. Bo, wo, choć u zakład pajdu s taboj, što pieršy da taho karča dabiahu, dyj ješče tabie na krok fory dam!“
— „Dobra!“
Stanuła lisica na adzin krok pierad rakam, a rak učapiŭsia kleščami jej za chwost. Pabiehła lisička, biažyć, što duchu, ažno pył kuryć za jej. Dabiehła i kliče:
— „A dzie ty rače?“ i abiarnułasia chwastom da karčá.
A rak saskočyŭ s chwastá i adzywajecca:
— Ja tut užo daŭno ždu ciabie.