Старонка:Hasciniec dla małych dziaciej (1906).pdf/6

З пляцоўкі Вікікрыніцы
Гэта старонка не была вычытаная

Piersza malitwa, szto tak piererezała serce maładomu panu. Jon stajaŭ i hladzieŭ i hnaŭsia za malitwaju dziciaci. Jon dumaŭ, szto malitwa nieba prabje, szto abłoki adczynić, szto jasny zory patuszyć. A zory swiecilisia iszcze jasniej a nieba maŭczało. A miesiac iszcze ważniej płyŭ pa załatych wabłokach. Tolki lico dziciaci chmurnieło; ruczki apuskalisia, a hubki pabieleły szeptali: „chleba, chleba budniaho daj nam sionieka!“ Skłaniłasia małaja hałoŭka, na wakno i płacz staŭ patrasać usim ciełam.

Aż pakazałasia kabieta z uziełkom na pleczach. Jana iszła bystra da toha domu. Adczyniła dzwiery, hlanuła na dzicia i apuściłasia, na ziemlu, jak stajała… Biednaja kabieta. Muża zabili na wajnie z aponcami. Pany katorym usłuhiwała, pawyjehdzali na leta. Astałasia biez niczoha, z małym dzieciam.

Płakała kabieta, płakało dzicia, płakaŭ i pan, spiorszyś ab mur. A miesiac cikawy kraŭsia z za chmar, zahladaŭ da sutarenia.

Raptam zaśmijausia pan, kapieluch nacisnuŭ i paszoŭ skoro.

Za jakoj poŭ hadziny padjechała pani zwozczykam, zaklikała kabietu z sutarenia i spytała, ci nie moża jana pajsci na służbu.

„Mahu-to mahu“ atwieciła kabieta, „a tolki u mianie dzieuczyna jość. — „To dobro,“ hawore pani, ja maju daczku małuju, buduć u miescy hulać. A ciapier ważmi zadatku try rubli!!“ Zradawałasia kabieta, kupiła ma-