To sa złosci strašnym biesam,
Kab jak niebudź jaje zmoč.
A Kaciarynka hałosić,
I, padniaŭšy k niebu ruki,
Jana Boha uściaż prosić,
Kab akončyŭ ciažki muki.
Tak raz jana u sadočku,
Dyj u ciomnym u kutočku
Horki slozki wylewała,
Swaju dolu praklinała.
Boh pažaleŭ siracinu,
Trebaž u tuju hadzinu
Pani pa sadu hulać,
I biednieńkuju spatkać.
„Što ty, serce, ciażka stohniš,
„Ab čom horki ślozki roniš,
„Chto pakryŭdziŭ, skažy mnie?“
Kaciarynka ž biez trawohi
Jasnaj pani puc! u nohi,
Dyj tak razkaz swoj imie;
„Pani naša najjaśniejša!
„Maci naša najmilejša!
„Wot kryŭda maja taka!“
Nuž tut praŭdu jej kazaci,
Akanoma cukrowaci,
Nia žalełaž jazyka.
U pani wušy pawiali,
Až wałasy dybam stali,
Jak pačula toj razkaz:
I usplasnuła rukami,
I zaliłasia slazami,
Dyj taki dała prykaz.
„Štoby pana akonoma
„Ni nahi tut kala doma
|