— 25 —
Januk, zaczyrwanieŭszysia, jak by kaho wuczaczy, wyhawaryŭ:
— Heta nie pa ludzku prymuszać kaho-koleczy da taho, szto jamu prykraść robić.
Widać, szto paczynaŭ brać sprawu žyda da serca; pry hetym chacieŭ dawiedacca, szto stałosia z końmi, katorych kaliści hety žyd mieŭ.
— A koni? — spytaŭ.
— Adzin zdoch, a druhi aslep, i musiŭ pradać jaho za 15 rubloŭ.
— Ale ty dziaciej taki mnoha mieŭ, paczaŭ Karejba; — pomniu, jak byŭ u was, to ich piaciero kruciłasia kala twajej Mery.
— Siemiero — paprawiu Gedali.
— A Jezus! — kryknuła Karejbicha, siemiero wykarmić dy wyhadawać, ci to žarty?!
I, apiorszy kaścistu szczoku na zahrubiełaj dałoni, žałaśliwa kiwała haławoju. Jana dobra wiedała, szto znaczyć karmić i mieć dzieci, nawet dobra majuczysia, a szto hawaryć, kali heta zdarycca ŭ biednaści. I ŭ hołasie jaje czuwać było spahadannie baćkoŭskim boleściam i trudam, kali jana, hledziaczy miłaserna na žyda, spytała:
— A ŭ jakim wieku?
Pawoli, trochi z horkim, trochi z radosnym uśmiecham raskazaŭ, szto adno tolki z jaho dziaciej było ŭžo susim darosłaje: heta daczka, katoraja paśla śmierci matki dahladała i hadawała mienszych. Z tych mienszych adzin syn wuczyŭsia na szeŭca, druhi chadziŭ na nawuku da talmud-tory — takoj, znaczyć, szkołki žydoŭskaj dla biednych dziaciej; — treci syn niczoha nie wuczyŭsia, bo rozumu jamu Boh nie daŭ, a czaćwiorty, Chaimka, byŭ wielmi razumny,