— 22 —
dawiałosia mnie jaszcze czuć, kab hetakich łapsardakoŭ nazywali panami. Widać, szto pan Jan wielmi delikatny zrabiŭsia ŭ horadzi.
Chłapiec zaczyrwanieŭsia, jak wisznia, i, z hordaścju szasnacaciletniaho himnazisty padymajuczy hoławu, adciaŭ:
— Pan Tomkiewicz mo szmat ab czym jeszcze nikoli i nia czuŭ; ale my to ŭžo wiedajem daŭno, szto czaławiek z nawukaju pawinien być delikatnym dla kožnaho.
— Cicha, Januk! Cicha! — burkauŭ na swajho lubimczyka stary Karejba. Ale zaraz łaskawa dadaŭ:
— Nu, Gedali, zdymi ŭžo, ci szto, hety miech i wyprastujsia, kali panicz tak chocze.
Widać było, szto Gedali wielmi rady z hetaho; jon z raz paczaŭ zdymać praz pleczy i hoławu hrubyje sznury pakunku, alež jamu niejak nie udawałosia: ruki dryžali, dy zakaszlaŭ mocna.
Jadwisia! pamažy jamu! — zakamandawaŭ Januk.
Dzieŭczyna, stajaŭszaja bližej usich da žyda, skoczyła i, jak bacz, pierakinuła swaimi nie nadta kab małymi ruczkami puk hrubych sznuroŭ praz jaho hoławu. — Tomkiewicz iznoŭ nie wytrywaŭ:
— Jezus, Maryja! — kryknuŭ, — jaszcze czaho nie stawała, kab panna Jadwiha ruczki swaje kala lapserdakoŭ žydoŭskich zapeckała! Szto zalisznie, taho ŭžo, słowa honorowaho czaławieka, i świni nie jaduć!
Alež Jadwisia, pasłusznaja tolki kamandzi swajho brata-himnazisty, dla inszych mieła wostry, kuśliwy jazyk.
— Niechaj pan Tomkiewicz budzieć spakojny; szto panu da maich ruk! Jak za-