Старонка:Gedali (1907).pdf/24

З пляцоўкі Вікікрыніцы
Гэта старонка не была вычытаная

czaŭ z minutu. Paśla, hladžuczy ŭ ziamlu, adkazaŭ:

— Na szto tut wiera? Jana nikomu kraści nie pazwalajeć.

I jaszcze ciszej dakonczyŭ:

— Ja byŭ hałodny…..

— Kali ty byŭ hałodny, to treba było paprasić, a nie brać biez dazwalennia… paczaŭ Karejba.

Ale Tomkiewicz, pierakruczywajuczy mowu swaju na žydoŭskuju, pierapyniŭ jaho:

— A kali toj haroch byŭ trefny, to szto ciapier budzie?

Żoŭtyje huby Gedala skrywilisia niespakojna; musić Tomkiewicz zaczapiŭ balaczku sumiennia jaho. Ŭzirajuczysia ŭ ziamlu, apuściŭ zmorszczeny pad siwiejuczymi wałasami łob i hłyboka zadumaŭsia. Raptam wyprastawaŭsia na stolki, na skolki pazwoliŭ hnuŭszy pleczy jaho pakunak, razwioŭ rukami tak, jak by pastanawiŭszy iści na ŭsio, twar padniaŭ da hary i pierszy raz, jak pryszoŭ siudy, krychu macniejszym hołasom prahawaryŭ:

— Aj, aj! Kab nawet sam rabin kala taho harochu chadziŭ, to i toj zjeŭ by krychu… taki haroch!

U słowach jaho było stolki žaru, katoraho žywot hałodny nabraŭsia dla pieknaho harochu, szto nichto z byŭszych u chaci nie padumaŭ śmiejacca. Naprociŭ, stary Karejba i jaho dwa syny czutaczku spachmurnieli. Adzin tolki Tomkiewicz, widać, mieŭ achwotu iznoŭ wylezci s swaim žartam, alež strymaŭsia i jon, bo ubaczyŭ, szto kachanaja jaho zsunułasia z łaŭki i, staŭszy kala komina, cikawa i z pawahoju ŭzirała-