Старонка:Bazylišk (1918).pdf/30

З пляцоўкі Вікікрыніцы
Гэта старонка не была вычытаная

Dahetul ja što dzienna chadziŭ kala zamkowaha płotu. Hladzleŭ u wierch, tam, dzie na rahu pad wiežaj bliščeło wakonce jaje swiatlicy. Woś, ranicaj wakno knjazieŭna adčyniaje… Pabačyšy jaje, ja praz uwieś dzień byŭ ščaśliwy, bieh u les, piejaŭ, raskazywaŭ ab swajej radaści sosnam, ptuškam…

A ŭ wiečar iznoŭ wiertaŭsia pad kniaziewy płot na swajo miesco i — znoŭ bačyŭ jaje. Sonce chawałosia za niebaschił, a jana hladzieła na jaho čyrwony kruh, razwitywajučysia z dniom. Tady ja pačynaŭ ihrać na dudzie abo piejaŭ ab tuzie dušy majej.

I tam pad płotam zasypaŭ. Warta nie raz, pabačyŭšy mianie u načy, chacieła won prahnać, dy paśla dali supakoj, śmiejalisia tolki: durny Janka!

A ja śniŭ piekny son a sławie i kachanńi!.

Kazali ludzi, što ja na świecie lišni, što pažytku z mianie nijakaha nima, niezdatny da raboty, bo durny, adnak pieśni majej słuchali prahawita i dawall z litaści: chto kusok chleba, a chto sała, a inšy miodu zban, — i žyŭ ja, jak matyl, — biez patreby, — dziela radaści ludzkoj tykiela…

Što heta? (słuchaje). Čuju, — niechta biažyć… Mo‘ heta Bazylišk? Treba być hatowym… (razwiazywaje s chustački lusterka i zatrymliwajecca pry kulisie).

Ubiehajuć 2-je ludziej.