Старонка:Ščeroŭskije dažynki, Kupałła (1910).pdf/16

З пляцоўкі Вікікрыніцы
Гэта старонка не была вычытаная

Choć chałodna, choć hałodna,
Cholad, hoład nipačom!
Ech! kab tolki nam swabodna!
Na swabodzie adžywiom.
Woś panam nia duža łoŭka:
Samym treba pracawać!
Pabalić nie raz hałoŭka,
Kali prydziecca arać.
Nie adzin to napaciejeć
I zaskačeć drapaka…
Bo sam tolki jeść umiejeć,
Dy drać skuru z mužyka.
Jakby byŭ jakoj skacinaj,
Abo horšy ad jaho:
Bili puhaj dy dubinaj.
A ciapier brat ohoho!
Mužyk budzieć nie skacinaj;
Nie raz skažeć pan s panoŭ:
„Panie Hryška, panie Mina!
„Jakže waspan? ci zdaroŭ?“

|}

Z hetych wieršaŭ widać, jak naš pieśniar zžyŭsia s prostym narodam. Rysujučy nam prostymi słowami chapajučy za serca abraz, jon rysawaŭ jaho nie tak, jak widzieła jaho razumnaje woka, a tak, jak widzieła woka ciomnaho mužyka, zahnanaho, zabitaho, katory u swabodzi bačyŭ sama napierš kaniec ździeku i mahčymaść hulać do woli.

Apisywajučy žyćcio i zasłuhi Marcinkiewiča, nielha nie ŭspomnić i ab jaho mowie biełaruskaj. Biełaruskaja mowa u tworach Marcinkiewica padniata na wierchawinu literaturnaje artystyčnaje mowy. Jak majster kamieniar z šeraho kuska kamieniu adkujeć figuru usim na-dziwa, tak pad pia-