Ščaście.
Ty haworyš, susiedzie, što na świecie ŭsio jedzie
Krywa, nakas, nie tak jak patreba,
I što ŭ hetaj kruciole winna našaja dola,
I to sonce, što świecić nam z nieba.
Ej, śmiaješsia ty chiba, moj harotny Kandyba,
Rastłumaču ja ŭsio tut inačej:
Sami my winawaty i našej doli praklataj,
U tym, što wiek biadujem dy płačem.
Hlań, wo anhlik ci niemiec! — jany ŭsio ŭmiejuć skiemić,
Jim i ščaście i radaść pakorny;
My lażym, jak miadźwiodki, jak hniłyje kałodki,
I nas topče, chto bolej praworny.
Śpim sabie, ani dbajem, palahčeńnia čekajem,
Byccam z nieba nam zwalicca toje;
Za ništo schodziuć siły, prybywajuć mahiły,
Što raz mieniej prastoru, spakoju.
Dzie nia kinieš ty wokam, precca ŭsio šybkim krokam,
K čamuś rwucca, štoś chočuć narody,
Kali-ż z nas chto pračniecca, to jamu użo zdajecca…
Ale słuchaj adnej woś pryhody.
Pad hajkom, pry darożce, znaŭ ja chłopca u wiosce,
Na siało ŭsio byŭ hety dziacina
Duży, strojny, pryhoży, pracu ŭsiakuju zmoże,
Łasku mieŭ nie u wadnej i dziaŭčyny.
Kazuć, chto z dolaj zżyŭsia, toj u čepku radziŭsia,
Janka moj, znać, jašče i ŭ kašuli:
Baćka, maci lubili, s kniżkaj znacca naŭčyli,
Časta groš jaki mieŭ i na huli.
Jon adzin u jich dzietak, dyk nia dziwa, što hetak
Papiaścić jaho časam lubili,
Pakul z hetych piaščotaŭ nie spahnaŭ tej achwoty;
Pakul zły jaho duch nie asiliŭ.
Staŭ hladzieci jon krywa, na chacinu, na niwu,
Staŭ hladzieć jon ni chamam, ni panam;
Stała stydna siermiażki, pry sasie pracy ciażkaj, —
Paciahnuła jaho ŭ kraj nieznany.
I adnej woś niadzieli, tolki ŭstaŭšy s paścieli,
Staŭ źbiracca naš Janka ŭ darożku:
Darma maci chlipoče, darma baćka bić choče,
Jon spynuŭsia s chatomkaj za wioskaj.
I pajšou ŭ swiet šyroki, ŭ swiet nia peŭny, daloki,
Ad damašniej šukać lepšaj doli,
A świet, znaješ, moj bratka, — to nia rodnaja chatka:
Usiaho ŭ jim zaznaješ dawoli.
My, wiaskowaje plemia, mienš pry čarce zadremiem,
A jak pryjdzie łob stawić praškodzie,
To tady, jak u noččy, tolki łypajuć wočy,
Hiniem marna, jak kryhi ŭ razwodździe.
Nie skażu, kab moj Janka šelmaj byŭ biezustanku:
Ŭ toj że čas za siałom zażuryŭsia,
Bo chto-ż jość tak niahodny, nie zaplače pa rodnaj
Pa staronce, dzie ŭzros, dzie radziŭsia?
Kali wyjdzieš, darohaŭ tudy siudy — oj, mnoha!
Tolki naš brat jich wybrać nia ŭmieje, —
Chodzie, mieryć što siły — bač i błudzie, aż miła
Mieŭ nadzieju, zhubiŭ i nadzieju.
Hetkich ścieżak mieŭ sporna i moj zuch niepakorny;
Jak ta ryba, nie raz ab lod biŭsia,
Piŭ naśmieški i ślozy, byŭ i pjan, i ćwiarozy,
Żyŭ, na wozie, pad wozam kruciŭsia.
Źbiehli mnohije lety za čas doŭhińki hety;
Mnoha chmar pierajechała niebam;
Toj radziŭsia, chryściŭsia, toj na wiek pawaliŭsia,
Toj šoŭ s chaty za ščaściem, za chlebam.
Let dziesiatak nia lohka prażyŭ Janka daloka
Ad miejsc tych, dzie jašče biehaŭ dzieciem, —
Ale dzie jon nia chodzie, nuda pieśniu zawodzie,
Nie daje swajho kuta zabyci.
Z niskaj pryzbaj chacinka, šnur z wiasiołaj zbażynkaj,
Ci šumić les, ci rečka pluskoče,
I ziamielka, i zory, ŭsio ab rodnym hawore,
Spać nie raz nie dajuć i u noččy.
Żyŭ i ŭsio-ż nie spatkaŭsia z dolaj tej k jakoj rwaŭsia.
Ci nia lepiej było siadzieć doma?
I sabraŭsia ŭ darohu k swajmu Janka parohu,
Nie haworučy słowa nikomu.
Idzie, nohi źmieniaje, ŭ sercy radaść takaja,
Pieśniaj swojskaj dušu paciešaje;
Tolki hory i doły, i palany i sioły
Ŭsio čużyje s padskokam minaje.
Ej, wy, rodnyje niwy! ej, ty bor hutarliwy!
Ej wy, ŭbohije rodnyje wioski!
Was da samaj mahiły lubić treba što siły,
Z wami hetak pryhoży świet boski!
Na što skarby čużyje, kali doma takije
Ŭwakruh z našym żyćciom zihaciacca?
Tolki treba umieci złoje ŭsio adaleci,
Tolki treba biadzie nie dawacca.
Pracaj ščyraj i znańniem horu sprawim skanańnie;
Praŭdaj lohka niepraŭdu zmahaci,
I na wuzkich na honiach pry swajich wałach, koniach,
Oj, šmat można čaho dakazaci!
I ty, brat śloznawoki, što ŭ świet rwiešsia daloki,
Waźmi tolki kruhom ahlanisia!
Ci-ż nie praŭda, jak sonce, što my ŭ našej staronce
Z usim niejak zraślisia, zżylisia?
Puch śnieżany zimoju, ščebiet ptušak wiasnoju,
Letam pola krasa, šum ihrušy;
Ŭ wosień śpiełaja ŭroda i šnurkoŭ, i harodaŭ,
Heta ŭsio tolki kamnia nia uzruše.
Preć Januk piechatoju, — swoj kut nie zaharoju;
Serce bjecca, jak wyskačyć choče.
Wot i wioska, wot brama, stajić chatka tak sama!
Wot ŭwyjšoŭ, «pachwalony» barmoče.
K jamu zaraz u chacie: «čaho chočeš, moj bracie?
«Jak widać, musić ty zabłudziŭsia».
Janka hlanuŭ, aż mleje, pytać śmieje, nia śmieje:
«Ludcy dobryje, ja tut radziŭsia!
«Tut maja… naša chatka, tut maje — baćka, matka,
«Maja maładość tut upływała».
A jamu znoŭ znienacka: «na tym świecie twoj baćka,
«Ŭtrymać chatku sił matce nie stała.
«Jana chodzie, zabruje, pad wuhłami načuje,
«Ŭspaminaje i muża, i syna.
«Nu, čaho tak staŭ bledny? bačym-biedny, ty biedny!
«A ŭsio-ż miejsca nima tut, dziacina».
Jak kleščami nia miła, Janku štości zdušyła;
Wyjšoŭ s chaty sa słoŭcam «badziaka»,
I na pryzbu zwaliusia, ślazmi horka zaliŭsia,
Aż grugan niedzie ŭ wysi zakrakaŭ.
Płače Janka krywawa, — dumki, ščaście i sława
Niedzie źbiehli u čystaje pole; —
Cicha ŭstaŭ, azirnusia i — ŭ karčomku papchnuŭsia
Zaliwać swaju dolu-niadolu.
Zaliwaŭ, dy nie nadta, znać, z nudoj moh praklataj
Wajewać swajim sercem zbalełym;
Hnuŭsia, što raz — to niżej, pad żyćcia ciażkim kryżem,
Aż zmarnieŭ tak dušoju i ciełam…
Było, pomniu ja heta, na pačatku štoś leta;
Ŭsia ziemla charastwom krasawała:
Pole kwietka zdabiła, nieba ptuška chwaliła,
Pry żywiole żalejka ihrała.
Ja šnurok swoj abchodziŭ, pryhledaŭsia urodzie, —
(Moj nadzieł byŭ la samaj darohi);
Baču, — hmin ludu pchniecca, a z jim Janka placiecca —
Tolki ŭ putach i ruki, i nohi…
....................
Ciapier dumaj, što wola, — winien Janka, ci dola?
Dzie tut ščaście za chataj, ci ŭ chacie; —
Sami šmat my ŭ praklataj sławie tej winawaty,
Što nia ŭmiejem złoj doli zmahaci.
|