Biełaruski Kalendar Swajak na 1919 hod/Juha i Hramawik
← Sciepan i Wieljana | Juha i Hramawik Апавяданьне Аўтар: Вацлаў Ластоўскі 1918 год |
Złyje wočy → |
Іншыя публікацыі гэтага твора: Юга і Грамавік. |
Juha i Hramawik.
Hadoŭ tamu kapy sa dźwie budzie, jak u wiosku Dzianisawo pryjšła, niejak apaśla Zmitroŭskich Dziadoŭ, toůstaja staraja baba. Siudy-tudy pakruciłasia pa wioscy i šuś da Prachora ů chatu, dyj kaže:
— Ja nie tutejšaja, ale čuła ab wašeci, što čeławiek dobry, i pryjšła paprasicca na kutnicu. Kaštawać ja wam ničoha nia budu, ješče i wy kala mianie zarobicie, kali za maje hrošy prakormicie mianie.
Prachor padumaŭ, paradziŭsia z žonkaj i pryniaŭ tuju niewiadomuju babu da siabie ŭ chatu.
Baba adrazu dała Prachoru sotniu rubloŭ „na ruku“. Prachor, dačekaŭšysia da wiečera, rady pajšou spać.
Na druhi dzień ustaŭšy sadzicca siemja śniedać; kali chopiacca, ažno s čatyroch bułak chleba, što byli ŭ istopcy,i paminu nima. Hetak sama niet wiedama, kudy sčezli sa dwa syry i ceły kumpiak świniny. U chacie, wiedama, homan uzniaůsia, bo ŭsie dumali, što nočču złodziej ulez u istopku. Ažno tut budzicca nowapryniataja kutnica i kaže:
— Supakojsia, haspadaru, heto ja ŭ nočy wiačerała. — Pawiarnułasia da ściany i zachrapła.
Usie tolki pierehlanulisia miž saboj, pakiwali moŭčki hałowami i čekali, što dalej budzie.
Chleb tady tanny byŭ, to što Prachoru? aby tolki hrošy! I baba nie škadawała hrošy, Prachor toje tolki i rabiŭ, što skuplaŭ pa ŭsiej wakolicy zbožže, miaso, masło i ŭsiakije inšyje charčy dy karmiŭ swaju kutnicu. Hetak dačekaŭšy Kalad Prachor wykupiŭ užo ůsie charčy ů swajej wakolicy i kala zapust pawinien byŭ jezdzić s furmankaj pa charčy ažno pad Zadarožža, Druju i pad Hłybokaje.
A zima nastała siardzitaja: z dnia ŭ dzień traskučyje marozy. Najstarejšyje ludzi nie pamiatali hetkaj zimy sciudzionaj. Na Wialikdzień i to ješče zima nie ŭnimalasia: śniahi na paloch ležali hurbami i reki stajali. Na Prawodnuju ludzi na mohiłki chadzili paminać Dziadoŭ pa śniahu i ů kažuchoch.
I choć u Prachora hrošy było na zakup charčoŭ, skolki treba, ale kupić štoraz ciažej było. Strach jaho aharnuů, što heto za pražorliwaja baba zawiełasia ŭ jaho?
Hetak dumajučy, jedzie jon Hermanaŭskim traktam na Pahost, i jakraz u Padorskaj puščy koni spynilisia i nia jduć dalej.
Jon ich lejcami i puhaj, a tyje ani z miejsca! Wylez Prachor z rozwalnioŭ i padyjšoŭ darohaj pahladzieć, ci — barani Bože, nia woŭča ruja zastupiła jamu darohu. Tolki jon heto adyjšoŭsia z dwoje honiaů, ažno bačyć: wyježdžaje z lesu niejki małady čeławiek na biełym kani. I čeławiek i koń u załatoj zbroi, až mihciać u wačach. Prachor hetak spužaŭsia, što nia moh kranucca z miejsca, a nieznajomy rycar padjechaŭ da jaho i kaže:
— Nia bojsia mianie, Prachor, ja Hramawik, pryjaciel i apiakun ludziej i worah ichnich warahoŭ. Baba, što ŭ ciabie žywie nia prostaja. Heta Baba Juha, jana pa načach u zialeznaj stupie jeździć i choład na ziamlu nahaniaje a pamiałom s chmar śniahi stresaje. Ty pawinien pamahčy mnie zabić jaje, bo inačej saŭsim leta na świecie nia budzie i narod uwieś wymre z hoładu i choładu. Ale pakul jana ŭ ludzkoj chaci, abo ŭ stupie swajej razježdžaje, ja nie mahu zabić jaje. Ty pawinien prymusić jaje wyjści dniom biełym na biazloduju wadu.
Prachor abiecaŭsia ŭsio zrabić, kab pamahčy zwiaści jaje sa świetu. Zawiarnuŭ swaje koni i, pryjechaŭšy damoŭ, kaže babie:
— „Chuda, babka, nidzie ŭžo nijakich charčou nima. Usiu akolicu pieratros i nie kupiů ničoha. Sprobuju ja sazwać ludziej i zakinuć toń u woziery, mo choć ryby dabudziem“.
Nasklikaŭ Prachor ludziej sa swajej i susiednich wiosak i ceły dzień rubali prorubki, pakul nie asieŭ lod. Zakinuli niewad pad lod i Prachor pajšoŭ da baby.
— Babka, — kaže, — my zakinuli niewad, ale nia zdužajem wyciahnuć jaho, widać, ryby nabrało sia poŭna, ci nie pamožeš nam?
— A ci nia mokra tam? — pytajecca baba.
— E, dzie tam, sucha! Malcy krychu kala pałonak napluchali, a tak sucha…
Baba tudy-siudy pakruciłasia pa chacie, ablizałasia i kaže:
— A ci nie chmarna na dware?
— Nie, dzie-ž tam, sama bačyš: sonce świecić.
Tolki baba dajšła da siaredziny woziera, jak na niebie pakazałasia maleńkaja chmarka. Kali pačali ciahnuć niewad i ad jaho paliłasia wada pa lodzie, baba, hlanušy ŭ wierch na chmarku kryknuła niema i, kinuůšy niewad, kinułasia ŭciekać da bierahu.
Ažno razarwałasia chmara, i z jaje wylacieŭ konnik u załatoj zbroi na biełym kani i zastupiů babie darohu. Konnik byŭ hetki bliskučy, što ažno na jaho hladzieć było nielha.
Ubačyŭšy konnika, baba skinułasia ŭ ahramadnistuju źmiajuhu, ale nia zdužała jana i trojčy pierakulicca, jak pramienny konnik usadziu jej u horło kaniec swajej dzidy. Zmiajuha skorčyłasia, zmorščyłasia i rassypałasia u popieł.
Nazaŭtraje, paśla hetaho, udaryło hetkaje ciapło, što śniahi ŭ wokawidzi patajali, zaburleła wada ů ruččoch i rekach, a na trejci dzień ludzi ůžo wyjechali ŭ pole s sochami.