što płače čyrwonymi ślezami, dy kudrawaja biaroza, dy chwojka wiek-wiečna hladzić na twaju, biełarus, niadolu…
Jak smutna!..
A kruhom raskinułosia šyrokaje pole. Jak muraški, wysypalisia tudy mužyčki i, sahnuŭšysia nad ciažkimi sochami, aruć usochšuju ziamielku. Tut usia ich nadzieja, usio ich bahaćcie, ŭsio ich ščaście…
A tam, u kucie, na ławi warušycca niešta pad kažuchom. Heto chwory muž-haspadar choče padniacca, kab napicca wady, — i nia zdužaje. Jaho kinuli siły: ciažkaja, niepamiernaja praca padtačyła jaho zdaroŭje, i woś jon lažyć, biedak, zwiesiŭšy mazalistuju ruku, i zaśmiahšymi wusnami šepče: „Pić!“, a paśla doŭha-doŭha kašlaje… Widać, što ŭžo apošnije dni dažywaje. Heto — kaniec harotnaho žyćcia…
Wot mahilnik, dzie ležać kości našych dziadoŭ i bačkoŭ. Niekolki chwojek, lip i biarozak, s paŭsotni zhniŭšych kryžoŭ i ŭsio…
Jak cicha, jak sumna.
Ništo nie narušaje wiečnaho snu niaboščykoŭ, — ich adpačynku pa ciažkim, biazdolnym žyćciu. Tolki časam za kryčyć sawa, što źwiła sabie tut hniazdo ŭ dziuple staroj lipy, zakarkaje warona, zakukuje-zahałosić ziaziulka nad mužyckaj niadolaj. Zaŭturujuć jej swaim šumam chwojki i biarozy — i iznoŭ ŭsio scichnie, zaśnie…
Woś ty jaki, moj rodny kraj!
Smutak wieje ad twaich wiosak, ad paloŭ twaich i lasoŭ, ad rek i wazior i ad tych kryžoŭ, što stajać pry darohach. Smutak čuwać u twaich pieśniach-žalbach, mužyk biełaruski; smutak i nadzieja ŭ twaich malitwach, što da Boha pasyłaješ.
Smutak i skarha…
Lublu ciabie, maja rodnaja staronka, maja matka-Biełarus! Ty wyhadawała, mianie, ty mnie pakazała niadolu i ślozy maich bratoŭ…
Baču — ŭschodziać nad taboj zorki jasnyje. Ŭsio światlej robicca ŭ tabie…
Wieru — ŭstanie sonce, pašle jano nam swajo światło, razhonić tuman, što spawiŭ ciabie, Biełaruś!