Drewo ŭsio dryžeło nia to z radaści, nia to ad trywohi i asypało swajo nasieńnie. Wiecier padchopliwaŭ jaho i nios daloka-daloka. Za doŭhije časy jon mnoha zanios usiudy nasieńnia henaho. Z nasieńnia taho wyras ceły les, u katorym i spačywaŭ, jak było horača, hety chitry i zły wiecier. Jak tolki jon wywichrowywaŭsia ü świet, pačynaŭ bałbatać ručajok, ciakučy kala samaho kareńnia:
— Wiedaješ, rybka, — žurčeŭ ručajok: — mnie zdajecca, što heny wiecier falšywy twoj pryjaciel. Jazykom jon nima wiedama što haworyć: jon tabie i chmary razhonić, i soncu prykaže, — słuchaj jaho tolki! A ŭ wosień uń jakije štuki wykidaje! A zimoj što robić? Ty zamiraješ na ŭsiu zimu, ničoha nia čuješ, što jon tut wytwaraje. A ja, choć praz lod, dy čuju! Swistun! Nia słuchaj ty jaho! Dzie twaje dzietki? Usich razahnaŭ jon, a ty adno staiš tut, jak sirata, i twaje dzieci śmiajucca s ciabie, bo tak panawučaŭ ich wiecier. Inšaja sprawa — ja. Pierš na-pierš my — susiedzi, i ŭ nas mnoha supolnaho, dyk nam treba mocna trymacca adno druhoha, bo my — dzieci ziamli…
Nia skončyŭ ručajok hawaryć, bo nalacieû wiecier i sypnuŭ sa złości u ručajok cełaje wobłaka pyłu.
Wysušu, jak skurat u Piatroüku, — pahraziŭ siardzita wiecier.
— Uj, batrak suświetny! — skazaŭ ručajok, paciamnieŭšy ad pyłu.
— Što?
— Batrak! batrak! batrak! — hrymieŭ ručajok.
— Ja car usiaho świetu!
— Kažy heta durniejšym za samoha, a nia mnie, wałacuha! Ci-ž možna wieryć tabie, kali ŭ ciabie siem piatnic na tydzień?! — Adnym słowam uhniawiŭsia ručajok, dy i ciarpieńnia nie stało, i jon pabieh dalej, bubniučy ŭsiu darohu na wiecier: jamu było krychu kryŭdna, bo drewo bolš chiliłosia da wietru, čym da jaho.