Старонка:Dziadźka Anton (1892).pdf/48

З пляцоўкі Вікікрыніцы
Гэта старонка не была вычытаная

mużyk zmudreû i zachacieû żyć na świecie swaim rozumam.

Usie słuchali Antona, nichto i słowa nia wymauwiû.

Tak! bratcy, wioû dalej Anton: pracuim cełaja życio, adnej hadzinki nia maim spaczynku, noczki nia daspisz, kuska chleba nia dajesz, a ûsio na szto heta? kab padatki zapłacić; a dla kaho, za szto? — Za hroszy naszy car pjeć, wiasialicsa, za naszy hroszy żywuć pany i czynoûniki, kupey bahaciejuć; za naszy hroszy trymajuć z naszych bratoû i synoû wojska, kab za hasze dabro mahczy bić nas i naszej kroûju abliwać. Oj, dolaż ty nasza, dola ciażkaja! cisz ty lepszaj dla nas nikoli nia budzisz?

Ustaû Anton, nadzieû szapku na wuszy.

— A sztoż, bratcy, pojdzim, pozna wielmi! Ustali my ûsie, ûziali szapki i wyszli. Na dware ciomna i smutna. Smutna była u ûsich i na duszy, a û haławie kożnamu tak toûpiłasia mnoha ciażkich mysli, jak czasam hudziać pczoły û wulli.

— Sztoż wy tak nieszta markotny stali? adazwaûsia Anton, jak my trochu adyszli ad karczmy. — Błaha nam, markotna, bo nielha żyć na swiecie, ale wiecznie tak nia budzić,