Старонка:Dudka białaruskaja Macieja Buraczka.pdf/66

З пляцоўкі Вікікрыніцы
Гэта старонка не была вычытаная

Kidajuć dwary, na Paryżu hladziać:
Usie puszczy zmiali u żydoŭski kiaszeń
I żywuć tak biez zaŭtra, aby z dnia dy na dzień.
Nichto nia zhadaŭ, czaho kliczuć u dwór
Nichto nia paniaŭ, szto to sotnik prypior!

Prychodzim u dwor, — toj naczalnik jość tut.
Wychodzie da nas apranuŭszy surdut,
Pytaitca tak: „a zaszto wy rybiaty
Uratnika zduli, ledź trapili da chaty“?
„Za toja, my każym, szto nadto jon łasy:
Szto łubie jajeczniu, kurej i kiałbasy,
Unadziŭsia nadto jon łazić pa chatach,
Dy niuchać katoraj muż służe ŭ sałdatach;
Swinioj haspadare u naszym harodzie,
Praz dzwiery ułazie, praz wokny wychodzie;
Dy nadto cikawy, katory szto maje,
Nia to szto u swirny, ŭ kiaszeń zahladaje;
Na poli słupki — i da ich jamu naŭda,
Takoż nia ŭtaropie, hdzie kryŭda, hdzie praŭda;
Jon had kab pisać, a rabić nic nia robie,
A nam dyk jon tak, jak toj kaszel ŭ chwarobie“.

Myż hetak łapoczym, a jon usio pisze,
Pytaitca tolki, a sam — jak nia słysze;
A potym czytaje: „takija to ludzi
„Uratnika bili, ciahali za hrudzi:
„Pryznalisia sami i jak, i czym bili,
„I znali samy, szto zakon prastupili,
„Suproci naczalstwa zakonnaj ułaści
„I zmowiliś wioskaj uratnika ŭkłaści!