Старонка:Dudka białaruskaja Macieja Buraczka.pdf/65

З пляцоўкі Вікікрыніцы
Гэта старонка не была вычытаная

A ludzi rahoczuć, zyjszoŭszysia z chat,
Bo kożny utapić by uratnika rad.
A jon dyki toja, szto ja każu, pisze,
Druhi raz spytaje, czaho nie pasłysze.
Mianież jeszcze bolej dy śmielaść biare.
A dziaćka moj bliska za honi are;
Jaż bicz jaho uziaŭszy dy zzadu zajszoŭ
Uratniku trejczy jak dam mież uszoŭ
Aż jon zakryczaŭ: „kaławur, tut razboj“!
I znoŭ zapisaŭ, ŭziaŭ papiery z saboj,
Jak sieŭ na kania, daŭ aż pył zakureŭ
Naród że sa śmiechu uwieś aż pamleŭ.
Smiajomsie sabie, a talio niaudahad, —
Uratnik — naczalnik, niato szto nasz brat.
Za tydzień-że sotnik pawiestki prypior,
Kab my usie zaŭtra zjawiliś u dwor:
Tut pan prylacieŭ, aż na trojce z zwankom,
Raspytywać budzie pad strohi zakon.
Tut niekudy dzietca, na zaŭtra czuć swiet,
Mużczyn z dwa dziesiatki, dwanaścia kabiet.
Idziom da dwara za małym nia dwie mili,
Idziom, a czaho? kab my znali, choć śnili!
Adzin każe, wyjszoŭ to peŭnie ukaz,
Kab skinuć padatki jakija iz nas;
Druhi, że ziamli dadaduć, ci abrok
Darujuć za proszły, ci hety choć rok.
Łhuć baby, szto biskupa wiernuć i znoŭ,
Ci może bić rozgami buduć panoŭ,
Za toja, szto niemcam usio pradali
I nadto pa szmat szto daŭhoŭ zawiali:
U bankach usie aż pa uszy siadziać,