Szto u poli kamiennia, szto hwiezdaŭ!
Za to jaż życio ciapier trudnaja stała.
U swiedki uleźci, ni sieła — ni pała,
Ad sudu da sudu praz leta ciahatca
Tak lohka, szto nawiet nia treba staratca!
Raz jedu ja ŭ Wilniu adwiedać synka,
Ażno, pry darozie pasietca kabyła,
Staić czaławiek jakiś la młynka,
Za młynam suka tam brachała ci wyła
I hdzieści „ratujcie“ kryczała kabieta,
A mostam lacieła jakajaś kareta.
I sztoż tut takoja było? mnie zdajetca:
Chto jedzie, chto wyje, chto może smiajetca…
(A mielnik stajaŭ u dzwiarach i smiajaŭsia
Czaho jon smiajetca? — dyk jaż nia pytaŭsia!)
Minuŭszy ja młyn toj, jedu ŭżo lesam, —
Lażyć czaławiek pad kustom la darohi
Biaz szapki i bosy, tak ształtam ubohi;
Ale ja jedu z swaim intaresam,
Mnie niama dzieła bolsz ni da koha;
Lażaczahoż ludu usiudy jość mnoha!
Ja ahlanuŭsia, aż honitca chtości,
Klicze: „pastojże dla Boskaj miłości!..“
Staŭ ja, czakaju, aż jon i pytaje:
Chto ja, adkul jość i chto mianie znaje?
I każe wiarnutca mnie aż da młynu,
Swiedkam uratnik zwie na hadzinu.
Wiarnuŭsia, hladżu, aż kareta u reczce,
Mielnik ciapier użo nia smiajetca,
Kabyłu sotnik ciahnie da stanu,