Старонка:Тралялёначка (1892).pdf/9

З пляцоўкі Вікікрыніцы
Гэта старонка не была вычытаная

tak tak odważyŭ sia tyki jamu usie swaje hroszy — siamsot rub. — pazyczyć, uziaŭszy oblig na poŭtary tysiaczy. Tahdy użo z hanarałam czasta i harbatu piŭ! Bywała piechatoj pojdzie da jaho, a wiernitca u wialikaj panskaj kałamaszce, a spatkaŭszy sia z naszym bratam na darozie, zdaloku kryczyć: „ej, z darohi!“

Raz u wosień na sielskim schodzie chacieli my Bartku wybrać u sotniki i każym: jon bahaty, syn padros i parabka może naniać, dyk jamu łatwiej i służbu adbywać; a to wot Januk Sakoł, jak pabyŭ sotnikam, dyk i haspadarku zwioŭ, a ziamlu tamuż Bartku ŭ arendu puściŭ! Niechaj, każym, ciapier i Bartak zakasztuje cześci!… Aż jon nam na heta: „ach wy, haładrancy, siakija dy takija, wy heta mianie ŭ sotniki?… Da ja was i tak usich u chałodnuju pasadżu, jak zachaczu i pa mordzie bić budu; ja wam, żabrakam (a jon tyki i parabiŭ nas żabrakami) każe, nia raŭnia: ja sam ciapier pan, — hanaralski majątak kupiŭ — a na was mnie plunuć i nia maicie prawa, chamuci, mianie siudy i tudy pamykać! Ja wam pakażu!…“ Ażno straszna nam zrobiła sia i paraziaŭlali sia my jak durni: inszy szapku zniaŭ, inszy tak kłaniaŭ sia, a ŭsie zamaŭczali. Tak my jaha i nia wybrali, a bolsz stali bajatca.

Hetaż była u wosień kała ŭsich swiatych, a daczakaŭszy kalad, Bartak i swaju ziamlu