Маладая Беларусь (альманах)/3/Abrazki/Dal
← Čyrwonaja kazka | Dal Апавяданьне Аўтар: Змітрок Бядуля 1913 год |
Biaz spowiedzi → |
Іншыя публікацыі гэтага твора: Даль (Бядуля). |
Dal.
Nad hajem, pad wializarnym abšaram błakitu, wisieła dal. U joj była dziŭnaja harmonija delikatnych tonaŭ i tajomnych mar, u joj była niejkaja niaziemnaja markotnaść…
Les maŭčaŭ i nie maŭčaŭ, pużaŭ i nie pużaŭ. Siarod jaho żudasnaj hłušy šeptalisia nito żywyje, nito miortwyje cieni.
Dal pryciahiwała da siabie swajej niedaścihłaju tajomnaściaj, a kali wočy ŭżo wielmi hłyboka ŭrezalisia ŭ jaje sinije chwali, jana ješče dalej atpływała nazad, chawajučysia za lesam. Jana żadała ranić dušy čutkich ludziej, katoryje šukali ŭ jej razwiazki balačaho serca.
Dal hawaryła. Jaje mowa była pieśnia biaz słoŭ, i tolki čutkaje wucha mahło ławić jaje pieraryŭnaje šeptańnia.
… Napoŭ adwiarnuŭšysia, apirajučysia na biełuju, padušku, leżała kwołaja dziaŭčynka i praz ščylinu apuščenaj firanki hłytała hetu dal. Słaby i praciahły byli ŭzdychańnia dziaŭčynki. Hrudzi jaje wysoka padyjmalisia i apuskalisia pad biełaj kašulaj. Twar jaje byŭ bledny, s chwarabliwaj farbaj suchotnicy, ale šyroka raskrytyje wočy pili hetu dal. Ad prykryŭšaho dal źmierkańnia zrenki jaje razšyralisia, jak u pierapudżenaj łani… Żyć, żyć! chaciełasia im.
Użo kolki tydniaŭ budzie, jak dziaŭčynka nia zdużaje źleźci s paścieli, i, jak ptuška zawarożanaja źmiajoj, jana była zawarożena hetaj dallu, katoraja łučyła jaje sa świetam, z jakim dziaŭčynka była źwiazana niawidzimymi nitkami. Zdawałosia jej, što dal pryniała niejki abraz, katory zliŭsia z jaje dušoj, jak chwała z morem.
Heta było s pačatku wiasny, kali ziemla, tolki ješče atčyniła swaje żywatwornyje skrytki, kali nieba jaśnieła nad błakitnymi ušmieškami niepraryŭnych bleskaŭ, kali ŭ snach miesiačnych noček naliwalisia sokam biarozki, raspuskalisia listki, ŭ nizie, kala ich, jak maleńkije dzietki, raskručywalisia kwołyje praleski. Heta było s pačatku wiasny, kali ŭładarnaść śmierci zniščyłasia, a wiasiołaje pieknaje żyćcio zaharnuło usio pad siabie…
I chwareła dziaŭčynka. Struny jaje nierazćwiŭšaho żyćcia rwalisia adna za adnej. Zličeny byli jaje dni… Jaje dumki byli saŭsim dziciačyje, atčuwali żyćcio, jak błakit nieba, čysta było jaje serce, katoraje nia wiedała jašče kachańnia, chacia štości haračaje tuliłosia u hrudziach jaje, ŭ wačach panawaŭ tajomny śpieŭ moładaści…
Što heta? što heta? — pytałasia jana samoj siabie, i strašenny płač wyrwaŭsia z hrudziej i horła saščamiŭ atručeny żwirniak…
Doŭha apaśla jana kašlała, a kapli krywi, katoruju wyplowywała jana na paściełku, wyhladali niby sunicy na śniahu…
Pazirała ŭ dal…
Oj, uwieś wiek, nie kranuŭšysia z miejsca, jana-by hedak chacieła hladzieć u dal!
Kolki bahataho żyćcia u hetaj dali u časie soniečnaho dnia, kali jana praświečywajecca čystaja, niby rasa na čarocie! Kali, jak pramieńni soniejka praświečywajuć jaje, kali les adżywajeć u wiasiołych zykach, i cieni nadta karotkije, i ad rastoplenaj sasnowaj smały krużycca haława….
O, Boże, tolki-b soniejka bačyć i dosyć!
Tolki-b pić żywy hud pawietra i dosyć!..
Maleńkim matylkom lacieć i żyć!..
A żyćcio jaje rwałosia… Dal apchapiła dal… Pad tulaham schawaŭsia miesiac i ščerbatyje baki tulaha krywioj ablilisia. Załatyje stużki načnoha zijańnia apčepali dal, les i ŭwieś Boży świet.
Mizernaja dziaŭčynka rwanułasia da wakna. Załatymi zorkami było absypana nieba wiasieńniaje. Cudnyje chmarki wisieli pad sklapieńniem nieba…
Woś pławajuć u błakitna-rużowaj sażałcy biełyje lebiedzi. Na čyrwonaj łahčynie la čornaho aŭtara staić wysoki manach u šaŭkowaj rasie i molicca… Chutka ŭzjawilisia siwyje strašyły i prykryli ŭsie mary… abraz pieramianiŭsia.
Čornaj pościłkaj niaboščyka prykryt les… U toj les upała załataja zoračka z akrainy nieba…
Čaho-ż ty hedak płačeš, čaroŭnaja iskrypka?.. Čaho-ż ty ŭspaminaješ ab żyćci u hetakich żudasnych kolorach?.. Čaho-ż ty wymučyła jašče niekolki kapiel krywi u chworaj dziaŭčynki?
… Dziaŭčynka zniadużenaja upała na padušku…
Miesiac wyrwaŭsia z-za chmur, zirnuŭ u wakno. Jašče bolej praświečny, byccam farforowy, zrabiŭsia twar dziaŭčynki. Pad brywiami leżali hustyje cieni i ŭ ciemnacie zdawałosia, što wočy pazirajuć z niejkaj biazdonnaj hłybi… U ich radzilisia i pamiorli cudnyje kazki wiasny…
— Żyć! Żyć! padyjmała jana kryk, ale jej heta zdawałosia, bo čuć-čuć tolki kratalisia jaje wusny, hrudki jaje wachtawalisia; bieztałkoŭna raskidany byli na biełaj kašuli jaje doŭhije wałasy… Zatrapietałasia, jak patsiečanaja biarozka, i wyprastałasia. Ni to ispud, ni to ŭździŭleńnie astałosia na jaje twary…
Tajomna, jak samo żyćcio, pazirała dal i maŭčała. Pni biaroz bialeli, a haliny zielanieli… Nad pachučym bezam razdaŭsia pieršy świst sałoŭki. Ziamielka wiasieńniaja maliłasia!
U hety samy čas rydel mahilščyka wykidywaŭ u wierch kamy żoŭtaho piasku — kapali mahiłku dla pamioršaj biez pary dziaŭčynki!