Перайсці да зместу

Chrest na swabodu (1906)/Łasy

З пляцоўкі Вікікрыніцы
Bura idzie Łasy
Верш
Аўтар: Цётка
1906 год
Іншыя публікацыі гэтага твора: Ласы (Цётка).

Спампаваць тэкст у фармаце EPUB Спампаваць тэкст у фармаце RTF Спампаваць тэкст у фармаце PDF Прапануем да спампаваньня!




ŁASY.

Wot kab ja byŭ sicilist, dyk jaszcze strelbu mieŭ
To jab tak hreŭ:
Stanawych, strażnikoŭ, ziemskich i druhich sabak!
A to sztoż tolki kułak!
Prychodziać sicilisty, pisulki prynosiać
Buntawacca prosiać.
A kab żeż dali, chacia porachu żmienku, pistalet, dubeltoŭku
Addaŭby aposzniu załatoŭku
Za kuli i szrot.
Bo tak hety rod nadajeŭ! Tak ūjeŭsia ū kości!
Takoj nahnaŭ złości!
Szto ani ratunku!
Stanawy pan, ziemski jaszcze bolszy.
A chto had najhorszy
Dyk strażnik z Zapola
A kab jaho niedola!
A byłob kamu hubić świet!
A kab jaho prapaŭ śled!
Hetaż świnie paświŭ dwa roki
U naszaho Pietra Saroki.
Z pastucha paszoŭ da ziemskaho churmanom.
A ciapier carski akanom
Pan! strażnik! szyszka!
A kab tabie penkła kiszka!
Kab tabie wylezli woczy,
Kab ty nie mieŭ spakoju ni u dzień ni u noczy!
Jak ty starmasiŭ mianie,
Jak ja u chałodnuj sidzieŭ praz ciabie.
Nabrachaŭ, askarżyŭ, dali medal
Tolki szto nie maju strelby-żal!
Ale ja nie daruju, plasnu!
Choć kałom pa mazhawieszcy, jak u świeczku jasnu!
Nie budziesz żyć had!
Choć u was takich szelmaŭ szmat;
Ale i mietuć!
Szto dzień bjuć!
Paczaŭszy z senata,
Aż da strażnikawa brata
To bombaj, to z pistaleta;
Szto dzień, hinie apaleta!
Bo to hetaj drabiezy namnożyu car
A karmić musić haspadar.
Znakim tym mużyk.
A wiedama: koźny z carawych słuh prywyk
Akrom pensi hrabić mużyka
I czym sprytniejsza ruka
Tym czyny skarej iduć. Hladzi ministr, hanarał!
A za szto? za toje, szto, skazaŭszy pa rasiejsku „warawał“
A jak mużykoŭ, tak za palena droŭ
Sadziać na piać hadoŭ!
Wot jak nas, szto nie chacieli harełki pić
Dy padatkaŭ płacić.
To tak kazaki zsiekli,
Szto użo nie budzie horsz baleć u piekli.
A pośle mianie i jaszcze dwoch
Zasadzili u astroh.
Siadzieli. Ależ tam rożnaho narodu szmat!
Wot nie raŭniujuczy, jak u kaścieli…
Tolki szto praŭda, tak ksiendzoŭ nie nat;
Ale usio taki adnaho mieli
I dobryż byŭ czaławiek;
Nie zabudu wiek,
Jak my u ciurmie rabili hałodnu zabustoŭku,
Dyk tak usie padkaniec markotnymi stali
Szto najbolsz spali.
Tolki ksiondz dy jaszcze saldat
Jak zapiejuć „Marsyljanku“ brat
Tak paniwoli usie ūstajem
I razam pieśniu piajem.
Posle mianie wypuścili, a ksiondz dyk tam astausia
Z śleźmi jon sa mnoju razwitaŭsia.
Nawuczaŭ, prasiŭ, kryczaŭ nat u śled:
„Nie hultuj, Pietruk, pomni na toj świet
Hani kaho treba,
Bo nie ubaczysz nieba,
Bo my tabie staniem śnicca,
Kali nie budziesz mścicca.
Nu dyk ja ciapier. Pietruk, ratujuczy duszu,
Prykazanie muszu
Spaŭniać u lot.
Kab tolki szrot,
Dubeltoŭku mieć, pistalet
Tak zaraz prałażu śled!
Nawiedu masty z macierjału,
Kab dostałosia nie tolki strażniku, stanawomu, ziemskamu
Ale i panu hienierału
Znakim tym hubernataru naszaj huberni.