Szto dzień chodzie ŭ lesie ad samaho brasku…
Ot chodzić jon heta, da ŭsio duby licze,
Jak treba i hroszy ruskamu pazycze.
A jak abliczyŭsia, dy duby abmieraŭ, —
U wosieni wyhnaŭ z tysiaczu siakieraŭ, —
Zczysciŭ puszczu czysta, za pasiaki ŭziaŭsia,
Jak kaban razjeŭsia, dy jak pan zaznaŭsia,
Hawore pa rusku i z ruskim hulaje,
Razam laże ustanie i ŭsim upraŭlaje!
Ruski sabie jeździe, nia ŭ domu nikoli,
Niemiec usio miele, dy chodzie pa poli.
Najeŭszysia miasa, piwam zapiwaje,
U świataż na skrypce, aż piszczyć, ihraje.
Zdajetcab niczoha? kali chto nia wiedaje,
Ale paczakaŭszy dyk wyszła kamedyja. —
Żyd kupiŭ u mieście sabie kamianicu,
Hladzim — i nasz ruski kinuŭś za hranicu:
Pakinuŭ i żonku, adroksia i dzieci;
Zjawiŭsia pan nowy (heta użo treci)…
A jakib-to pan toj?… Nu, ci chto pawiera?….
Hetyż samy niemiec! kab jaho chalera!
Ot ciapier zhadaj-ty — chto kim kali stanie?
Ob panu ni wieści, ni słychu, ni zwania,
Żyd panam zrabiŭsia, niemiec jeszcze bolszy
A mużyk byŭ hoły, ciapier jeszcze holszy!
Tak i na harodzie: labiada, krapiwa, —
Tolki wyrwi repu, — dyk zarastuć żywa,
Tak jak czort nasieje! Otoż tak i ludzie:
Tutejszy zahinie, dyk worah prybudzie!
|}