Rodnyje zierniaty (1916)/II/Zima/Warona

З пляцоўкі Вікікрыніцы
Dudar Warona
Апавяданьне
Аўтар: Ядвігін Ш.
1916 год
Kraju moj rodny
Іншыя публікацыі гэтага твора: Варона (Ядвігін).

Спампаваць тэкст у фармаце EPUB Спампаваць тэкст у фармаце RTF Спампаваць тэкст у фармаце PDF Прапануем да спампаваньня!




Warona.

Na šyrokim i doŭhim panadworku było wiasioła i krykliwa.

Najwažniejšym pa čynie ličyŭ siabie, razumiejecca, indyk. Zwažna, choć i nie biaz strachu azirajučysia na ŭsie baki, padježdžaŭ jon, našupуryŭšysia, čas ad času na skrydłach, a z wialikaj natuhi blednawatyje huzočki na haławie jaho to čyrwanieli, to ažno rabilisia sinimi, ŭrešci biełymi, ale zatoje, kali, bywało, hukanie — wyłaje, jak i prystało na wažny čyn, to na toj moment cichli, prysłuchalisia i dziwilisia ŭsie; ale tolki na moment.

Husi — strašennyje plotkarki — doŭha wytrywać moŭčki nie mahli i adzywalisia, śpiešajučysia adna pierad druhoj, kab jak mahá bolš nahahatać pieršymi.

Čyrwony, z wializarnymi kosami piewień, majučy pad swaim zahadam nie mała, choć i słabiejšaho rodu, paddanych, tak sama nie nadta byŭ padatny ustupać choć by i samomu indyku: lapaŭ siabie pa bakoch skrydłami, dziorsia na ŭsio horła, dy, skrywiŭšy na bok haławu, doŭha potym prysłuchaŭsia da swajho, jak jamu zdawałosia, wielmi pieknaho hołasu, a naastatak — dla forsu, choć na adnym kryle, padježdžaŭ i jon.

Kački, nia mohučy utrymać na swaich karotkich nožkach raskormlenaje cieła swajo, piereminalisia z nahi na nahu i, jak bolš spakojnyje, bo zdawolenyje sa swajho žyćcia, nizka ŭsim kłaniajučysia, padtakiwali ŭsim.

Tolki hałuby, dy pawy ni na što nie źwiertali ŭwahi, ničoha bytcym nie bačyli, nia čuli. Nie da taho im było: adny byli zaniaty — tolki kachańniem, druhije tolki swaimi zikratymi chwastami.

Rešta — ŭsielakaja drobiaź, jakaja kruciłasia i na panadworku i pa bližejšych, sumiežnych kustoch i drewach, pisčała, kryčała, świstała, i trudna było razabracca, ci katoryje s pamiž ich adzywalisia da staršych s pašanaj, ci z łajankaj, ci mo zusim s kpinami.

Ale homan byŭ strašenny. Strašenny tym bolš, što čas byŭ wiesnawy, kožnaja z asobku hramada wybirała sabie lepšaje, wyhadniejšaje miejsce; išli zwadki, bywali bojki; mieli swaje kłapoty, ŭciechi i radaści; rychtawalisia da nowaho žyćcia, spadziajučysia prybytku siamji…

Rupniejšyje ŭžo pryždali hetaj sabie paciechi; inšyje — z dnia na dzień čekali; i, jak na hetych, tak asabliwa na pieršych spahladali sie z zazdraściu i pašanaj.

Z zazdraściu, ale biez pašany spahladała na heta ŭsio adna tolki warona.

Skul heta warona tut ubiłasia, jakim paradkam trapiła ažno siudy — nichto dobra nia wiedaŭ, a ješče mienš wiedała ab hetym jana sama.

Chadzili tolki čutki, što, raz jak heta warona siadzieła ješče u hniaździe razam sa swaimi bratami i siostrami, nalacieŭ karšun. Na klič baćkoŭ zlacielisia cełyje chmary warańnia; zawiazałasia bitwa z woraham strašennaja, ale razjušeny karšun da hniezda taki dabraŭsia, niekatorych tam pakalečуŭ, adnu štuku wyciahnuŭ, a naša warona, choć dobra lotać ješče nia ŭmieła, ale tki pieršaja wyskačyła z hniezda. Sosna była wysokaja, dyk, šlopnuŭšysia wobziamlu, pabiłasia mocna. Choć bol braŭ wialiki, ale strach byŭ ješče bolšy, i woś jana to bokam, to skokam uciekła ad hetaho strašnoha miejsca naŭhad — aby što najdalej, ažno pokul nie prybiłasia da taho miejsca, dzie byŭ ptušnik.

Tut, zabiŭšysia ŭ kust, siadzieła biednaja warona, pakul hoład nie prymusiŭ jaje wyleźci. Pracisnuŭšysia praz dziračku u płocie, jana, sa złamanym skrydłom, z wykručenaj nahoj, skoknuła kolki razoŭ napierad, prysieła, ŭciahnuła šyju, zadziorła krychu haławu i moŭčki razinułasia.

Panadwornaje ptastwa, zaniataje kožnaje swaimi asabistymi sprawami, tolki ciapier ahledziłosia i spanatryło čužynca.

Ab warońnim rodzie čuli ŭsie; inšyje, jak naprykład kury, kački — nie adnu sprawu ŭžo mieli z waronami; ale kab heta warona sama adna, adniusieńka adwažyłasia zaleźci siarod usiej hetkaj hramady swojskaho ptastwa, — prosta dziwa!

Tym časam husi uśpieli hetulki ŭžo ŭsiaho naplaści, što ŭsich aharnuŭ strach.

Tut niešta budzie, budzie, budzie! — adazwaŭsia indyk i nawat na skrydłach padjechać nie adwažyŭsia.

— Kłopat, kłopat! — praročyła kwaktucha.

— Tut — bieda! tut — bieda! dziorsia piewień.

— Tak, tak, tak! — kłaniajučysia na ŭsie baki, z usimi zhodžywalisia kački.

— Śsia, śsia! — uścisywaŭ aściarožny káčar.

Usie krucilisia ŭwakoł warony, katoraja, bytcym urosšy ŭ ziamlu, ani kratałasia z miejsca, a tolki haławu pawaračywała ŭ toj bok, dzie bolšy padnimaŭsia kryk, i, čas-ad-času začyniajučy dziubu, kab pieremačyć ślinaj zasochšaje horła, znoŭ jaje šyroka raziaŭlała, uhledajučysia na ŭsich ni to sa stracham, ni to s chitraściu swaimi bliskučymi čornymi wočkami.

Hramada ptastwa pilna pryhladałasia da krywoj, adstaŭlenaj u bok, nahi, da apuščenaho złamanaho lewaho kryła, cikaŭna zahladało ŭ raskrytaje čyrwonaje, šyrokaje horła i sudziło na ŭsie łady. A što heto była ješče ranica — čas nie zusim prydatny na doŭhuju palityku, tre było zaniacca wažniejšymi sprawami: napchać pustyje walaki, — dyk, ničym nia skončyŭšy, pamaleńku ŭsie razyšlisia.

Astaŭšysia adna, ustrepianułasia spierša warona, paprawiła piorki, a paśla, ahledziŭšysia ŭwokał, padskakała da karyta, kala katoraho, jak jana ŭžo ŭśpieła prykmiecić, najbolš zawichałosia roznaho ptastwa, zahlanuła tudy i ažno ŭściešyłasia: jady, choć mała znanaj, było paŭnieńka. Dzioŭbali ŭsie; pracisnuŭšysia nieznačna, dzieŭbanuła i warona raz i druhi. Ništo: jeści možna. Nakoŭtaŭšysia, jak maje być, paskakała warona znoŭ u kusty i zabiłasia tam, kab nie mazolić daremna wočy, druhim, i adtul kwapna pryhladałasia da ŭsiaho, jakby chacieła spaznać tutejšyje paradki i žyćcio…

I spaznała. S taho času dzień ada dnia waronie žyłosia što-raz lepiej: nabrałasia peŭnaści, śmiełaści. Razumiejecca, nie biez taho, kab jej časam nie papadało, asabliwa spačatku: nia toj, to, druhi — a taŭknie, skubianie; ale da ŭsiaho možna pry wyknuć, prywykła i warona, a časam nawat sama słabiejšaho, bywała, dzieŭbanie, uščypnie, dy ješče zakrucić, a paśla i z roŭnymi ciahacca stała.

Woś hetak to i płyło waronie žyćcio, płyło hod, druhi. Pryždała warona i trejciaj wiasny, kali to pryšła jej u haławu nowaja i śmiełaja dumka: a što kab to zawiaści swaju siamiejku? a? Zawiaści to zawiaści, sprawa dobraja ani słowa, ale jak? Doŭha dumała nad hetym warona, ale, widać, taki niešta nadumałasia, bo, zabiŭšysia ŭ najhuściejšyje kusty, zwiła sabie hniazdo. I woś s taho času stała jana pilnawać, kali siaduchi zletali z hniezda jeści; tady aściarožnieńka, cichańka padkradałasia, wykradała adtul jajki i zakačywała ich da swajho hniezda. Hetak rabiła warona s silniejšymi ad siabie ptuškami; s słabiejšymi sprawa była saŭsim lohkaja: pryjdzie da siaduchi, haŭzanie. kali taja śpirajecca, ŭ haławu i biare, što treba.

Hetkim paradkam, praz niejki čas, sabraŭšy bolš dziesiaci roznych koleroŭ i wieličy jajek, warona sieła.

Prajšło niekolki času. Wyhaładaŭšajasia, wysachšaja, jak ščepka, wylezła ŭrešcie warona s kustoŭ, a za joj sypałasia piskliwaja na ŭsielakije tony hramadka roznaj drobiazi.

Dziwilisia i cikawilisia ŭsie, jak heto warona ŭchitryłasia zawiaścisia hetkaj siamjoj?

A i hanarystaj že stała warona: kuram, kačkam — ani prystupisia; pieŭniu baradu i hrebień akrywawiła; samomu indyku čuć wočy nia wydzierła!

— Za swaich rodnych dzietak žyćcio addam, a nie papuščusia! — kryčała warona.

Ale i dziaciej swaich warona trymała wostra — ŭ posłuchu: aby katoraje nia tym hołasam zapiščyć, jak padabajecca waronie, — kuksu, dy takuju kuksu, što małoje tolki nahami zadryhaje ŭ pawietry i hatowo. Choć, praŭdu kažučy, lubić — lubiła ich warona: kureniatkau sa dwoje z wialikoj lubowi nawat hłynuła, — takije pryhožeńkije byli!

Zaletali i zahladalisia na ŭsio hetaje dziwa swajačnicy warony, pierad katorymi naša warona pachwalałasia swaimi dziaćmi; ale tyje, doŭha moŭčki uhledajučysia, adletali s krykam: kra, kra, kra!

Husi, dobra, widać, nie dačuŭšy, zaraz-že ŭsim razniaśli, što nawat warony paznalisia na moładzi swajačnicy i kažuć, što jana ich krała. Jak tolki razyjšłasia heta wiestka, warona zrazu straciła ŭsiu tuju prychilnaść, jakuju zazwyčaj majuć matki.

— Prybłuda, prybłuda, prybłuda! — artačyŭsia indyk.

— Hnać won! hnać won! — kryčaŭ u adzin duch piewień.

— Tak, tak, tak! — kłaniajučysia, padtakiwali kački.

Paśla hetaho waronie žyćcia nie było: adusiul hnali, ŭsie toŭchali. A tym časam i moładź padkačałasia, i jak ni starałasia utrymać jaje ŭ posłuchu warona, jak ni muštrawała, nia biła ŭsich swaich dziaciej, — ničoha nie pamahało: miest harnucca da matki, stali raspaŭzacca, kudy katoraje: kureniaty pryłučylisia da kurej, kačeniaty — da kačak i t.d., słowam, pakul padyjšła wosień, pry waronie ŭžo nikoha nie astałosia.

Ciapier tolki ahledziłasia, spaznała ŭsiu swaju abmyłku warona: zrazumieła jana ŭrešcie, što nawat słabiejšymi za siabie ptuškami, jak naprykład hałubkami, kamandawać jana nikoli nia zdoleje. A što-ž hawaryć a roŭnych pa sile?

I choć žal było wyhodnaho miejsca, žal hatowaho darmowaho kormu, ale, choćki-nia-choćki, wybrałasia-tki warona u swoj les.

Čas minaŭ nieznačna. Skryło ŭ warony saŭsim zrasłosia, tolki naha tak i astałasia krywoj.

Praletajučy niejak adnej wosieni s cełaj chmaraj swaich swajačnic nad dobra sabie znanym panadworkam, dzie kruciłasia i zawichałasia kala jady cełaja hramada roznaho ptastwa, naša warona, pakazywajučy na ptušnik, adazwałasia.

— A wiedajecie, siastryčki, što? Heta-ž usio maje rodnyje dzietki.