ZJAWA III
Kasia. (Unosić biaremmie droŭ, padkładaje ŭ hrupku). Oś tak i sa mnoju bywaje, panienačka: pačnie štoś maročyć u haławie — maročyć, maročyć, jaki kaniec, — nichto niawiedaje.
Taciana. (Nia słuchajučy). Dawajcie, Kasia, adświatkujem i my siahońnia jełačku. Niachaj-ża świečačka zharyć i dla nas, a my budziem warażyć, kazki kazać i wydumywać usiačynu.
Kasia. A čaho-žnudzicca?
Taciana. Nu dyk słuchajcie, Kasia. Zaŭtra dzieci buduć hulać u nas u jełačku; na jełačku maje pryjechać staraja pani, a siahońnia ŭ načy panajechała da pani z horadu haściej. Pamiż tymi haściami… Nie, nia tak: (Dumaje. Hutaručy chodzić pa klasie, albo prypirajecca plačyma da hrupki kala Kasi). Żyła sabie adna dziaučyna — za murami, za zamkami, daloka ad siamji ŭ adzinocie. Żyła hod, żyła dwa — aż šeść hod — ščaścia radaści nia znała, marnawała wiek małady. Dačakalisia ludzi wiečara pad Nowy hod, a jana siadzić u niamych ścienach adna- adziniutka. Na dware ciomnaja noč, zawieja… Raptam pad waknom — zarżaŭ koń. Adčyniajucca dźwiery i da jaje ŭwachodić nieznajomy rycar.
Kasia. Lepiej, Tacianačka, małady kniaź…
Taciana. Nu, kniaź… E, dy čaho tam bajacca nam, Kasia, tak abmanywać. Uwachodzić da jaje sam Karalewič!