pierszyja zimowyja darohi. Sani niaczutno pływuć pa miakkim śniezie. Wiasieła chrypiać i pyrchajuć koni, drużna biahuć, tolki biełyja kamiaczki śniehu latuć na ŭsie starany z-pad jich kapytoŭ.
Żanki ŭ chacie robiać swaju rabotu. Praduć kudzielu, lon, woŭnu. Karotkija zimowyja dzianioczki. Tolki szto raźwidnicca jak maje być — hladzisz, użo poŭdzień, a tam i wieczar. Dziaŭczaty z praśnicami zbirajucca wieczarami hdzie-niebudź u chacie praści kudzielu. Kolki śmiechu j szumu tam, hdzie źbiarecca maładzież! A pryjduć jaszcze chłopcy — żarty j śmieszki nia zwodziacca ni na czasinu. A to pacznuć piajać pieśni, kazać kazki. Akrużać dziaŭczaty jakuju-koleczy starenkuju babku. „Ciotaczka! raskaży nam kazaczku!“ prosiać jany staruju. A staraja spaczatku nie zhadżajecca, potym pacznie daŭhuju-daŭhuju kazku, za ŭwieś wieczar nia dojdzie nawiet da kanca. I czasam takich nahaworyć strasznych kazak, szto dzieŭki damoŭ bajacca jiści.