Старонка:Смык беларускі (1894).pdf/27

З пляцоўкі Вікікрыніцы
Гэта старонка не была вычытаная

Ballada.

U naszaj wiosce niaboszczyk Anufry
Kaliści razamny byŭ i zamożny.
Jaho dwa kubły, żonczyny kutry
Poŭnyje byli, — tam skarb byŭ rożny :
Staryja spancerki, żupan granatowy,
Pałotny, sukny, szapki, spadnicy…..
Dwie pary koni, a swiran nowy
Łamaŭsia ad żyta, harochu, pszanicy.
Byŭ pracawity Anufry Skirdziel,
Żonka była i dzietok kuczka :
Usie prymiorli u wosiem niadziel,
Tolko zastaŭsia Anufry, jak puczka.
Siadzić i płaczyć zapiorszysia ŭ chacie.
Nocz na mahiłkach rodnych prawodzie ;
U haspadarceż — strata pa stracie :
Zaraza na bydła, pażar i złodziej…..
Skacina pała, humno zhareła,
Koni pakrali ŭ czas raboczy,
A tut i płata na wykup pryspieła,
Zborczczyk jak dym toj lezie ŭ woczy
Pradaŭ Anufry usiu chudobu,
Wypłaciŭ wykup, padatki i zbor.
Zware bywała harszczeczek bobu
I żywitca tak, aby nia umior.
Leta dażdaŭszy daŭ Boh niadarod :
Zhnili na poli zboża i sieny,
Bulba zwiałasia, zhinuŭ harod, —
A na apłatu niama pieramieny !
Zborszczyk Skirdziela zwieć na raspłatu,
Hrozie ŭ rabotu naniać na czuhunku,
Pradać i złydni, pradać i chatu…..
Biedny Anufry! Niama ratunku !
Pazwali ŭ wołaść, a tut starszyna